Impossible Project I-1 - fotografia natychmiastowa żyje i ma się dobrze Antoni Żółciak
Na korpusie Impossible Project I-1 nie znajdziemy pokręteł czy nadmiernej ilości przycisków. Podstawowym założeniem przyświecającym inżynierom była prostota obsługi - aparat mamy uruchomić i robić nim zdjęcia nawet wtedy, gdy nie mamy żadnej wiedzy fotograficznej. W kadrowaniu pomoże nam charakterystyczny celownik (wizjer) widoczny w górnej części sprzętu. Bezpośrednio pod nim umieszczono lampę błyskową. Funkcjonalnością i wyglądem bardziej przypomina ona konstrukcje pierścieniowe, najczęściej stosowane w fotografii portretowej i makro. Jeszcze niżej ulokowano wkłady.
Impossible to firma, która w 2009 roku przejęła holenderskie fabryki Polaroida, do tej pory zajmowała się opracowywaniem kolejnych filmów błyskawicznych i popularyzacją tego typu fotografii. Wiadomość o premierze I-1 cieszy tym bardziej, że zaledwie w 2014 roku Impossible stanęło przed koniecznością znacznego ograniczenia zatrudnienia.
Ale sam projekt I-1 różni się nieco od analogowych alternatyw Polaroida sprzed kilkunastu i kilkudziesięciu lat. Aparat doposażono w ładowany przez USB akumulator. Zadbano też o kompatybilność z dedykowaną aplikacją (tylko iOS), poprzez którą zmienimy wartość przysłony, czasu naświetlania czy moc błysku. Będziemy też w stanie zdalnie zwolnić migawkę, a także nałożyć presety i efekty na nasze zdjęcia. Aparat współpracuje z wkładami Impossible 600 (nowej wersji Polaroida 600).
"Nasz aparat stoi na granicy pomiędzy dwoma światami", mówi Oskar Smolokowski, CEO Impossible Project. "Z jednej strony oddaje ducha analogowej fotografii błyskawicznej, z drugiej pokazuje, że nowoczesny design i cyfrowe wsparcie są potrzebie w XXI wieku".
Impossible I-1 trafi do sprzedaży 10 maja. Sugerowana cena detaliczna wyniesie 299 USD.