Geotagowanie zdjęć dzikich zwierząt sprzyja kłusownikom Antoni Żółciak
Okazuje się, że kłusownicy mają spory pożytek z upowszechniających się technologii. Nowoczesne aparaty często wyposażane są w moduły GPS - czy to zintegrowane, czy dostępne opcjonalnie. Nawigację mamy też w każdym smartfonie. Możliwość dopisania współrzędnych geograficznych do pliku JPG jest jednak użyteczna nie tylko dla nas, ale również dla osób o zdecydowanie mniej etycznym światopoglądzie.
"Metoda jest prosta - nielegalnie polujący wysyłają parę młodych ludzi na safari, ci robią zdjęcia, a potem z kadrów wyciągane są szczegółowe koordynaty. Kłusownicy mogą z łatwością dotrzeć do tej lokalizacji", tłumaczy Marc Reading, rzecznik parków narodowych w południowej Afryce.
Co gorsza, nawet działalność zwykłych turystów okazuje się dla chronionej fauny tragiczna w skutkach. Trudno przecież powstrzymać się od zwolnienia spustu migawki, gdy zauważy się nietypowego zwierzaka w naturalnym środowisku. Kto z nas, będąc na sawannie, zrezygnowałby z takiej szansy? Problem stanowi natomiast to, co dzieje się z fotografią później. Jeśli trafi do serwisów społecznościowych z kompletem współrzędnych i wyraźnym oznaczeniem miejsca - zadanie kłusowników stanie się wyjątkowo proste. Stąd też w niektórych miejscach możemy znaleźć stosowne ostrzeżenia: