Fotograf, który rzucił wyzwanie czasowi [wideo] Olga Drenda
Kto był w nowojorskim czy tokijskim metrze, ten dobrze zna jego nieustanny gwar i pośpiech, pędzące pociągi, wąskie platformy, a na nich - strumienie pasażerów płynące od przejścia do przejścia. W takim środowisku pracował węgierski fotograf i wynalazca Adam Magyar, który rzucił wyzwanie czasowi. Z aparatem własnej konstrukcji przystawał w dogodnym miejscu, aby pieczołowicie rejestrować ruch. Niewinne hobby Magyara ściągnęło na jego głowę kłopoty - wyczuleni na zagrożenia terrorystyczne nowojorczycy podejrzliwie odnoszą się do obładowanych elektroniczną aparaturą ludzi w miejscach publicznych, więc spotkanie z policją było nieuniknione - ale jednocześnie przyniosło uznanie dla jego wynalazku, który portal Medium.com nazwał "aparatem Einsteina".
Na jego rozbudowanych panoramach pośpiech metra, ruch pociągów, uliczny tłum, mimika zatopionych w swoich myślach pasażerów zostają zamrożone, a ujawnia się to, co umyka patrzącemu gołym okiem. Miejskie mróweczki ujawniają swoje twarze, a na nich - osobiste odczucia. Wielkoformatowe obrazy i nagrania wideo rozciągają w czasie wydarzenia, które dzieją się na przestrzeni ułamków sekund. To maszyna do sterowania czasem.
Na potrzeby projektu "Urban Flow" - filmów i wielkoformatowych fotografii-skanów z życia ogromnych metropolii - Magyar sam zbudował body aparatu, w którym matryca ma szerokość jednego piksela, z części skanera, i dopasował do niego średnioformatowy obiektyw. Oprogramowanie również napisał sam. Przy "Stainless" - scenach z metra - wykorzystał przebudowaną kamerę przemysłową, z której dane przesyłał do iPhone’a przy pomocy samodzielnie napisanej aplikacji.
Fotografia "igrająca z czasem" nie jest jednak wynalazkiem Węgra. Slit-scan (fotografię szczelinową), w której na obraz składa się wiele cienkich pasków zarejestrowanych aparatem z umieszczonym wewnątrz przeciętym slajdem, praktykowano jeszcze w epoce analogowej. Stanley Kubrick skorzystał z tego rozwiązania w "2001: Odysei Kosmicznej". Fotografię ultraszybką, w której aparat rejestruje nawet kilkanaście tysięcy klatek na sekundę, doskonale znamy z reklamy - mamy z nią do czynienia za każdym razem, gdy apetyczna kropla kawy czy mleka wpada do filiżanki, rozpryskując się w malowniczy wzór.
Urządzenie Magyara przypomina jednak bardziej cyfrowe systemy rejestracji obrazu typu line-scan, w których obraz jest rejestrowany linia po linii (pojedynczymi rzędami pikseli). Są one używane np. do tworzenia zaawansowanych obrazów panoramicznych - znany jest np. aparat rotacyjny Panoscan. Korzystają z nich również jurorzy zawodów sportowych, w których ułamki sekund decydują o tym, kto pierwszy dociera na metę. Urządzenia te są jednak skomplikowane i kosztowne, a Magyar zbudował swój aparat z ogólnodostępnych materiałów.
Magyar zaczynał od zwykłej fotografii dokumentalnej, jednak szybko przekonał się, że najbardziej ciekawi go kreatywne podglądanie. Przełom nastąpił, gdy postanowił połączyć swoje zainteresowania inżynierskie i zamiłowanie do fotograficznych samoróbek z rosnącą fascynacją filozofią, którą przywiózł z podróży po Azji. Ulotność rzeczy, stałość zmian: Magyar znalazł sposób, jak przy pomocy nowych technologii praktykować myśl zen.
Warto odwiedzić stronę Adama Magyara i zobaczyć jego projekty w pełnej rozdzielczości. Polecamy!