Mitch Dobrowner - Łowca burz
Robisz niesamowite zdjęcia, które doprowadziły Cię na szczyt konkursu Sony World Photography Awards. Jak rozwinęła się w Tobie pasja do fotografowania ekstremalnych zjawisk pogodowych?
Kiedy po raz pierwszy zainteresowałem się fotografią, jeszcze za czasów młodzieńczych, mieszkałem na Long Island w Nowym Jorku, na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Widziałem tam piękne zdjęcia Ansela Adamsa, ale nie miałem pojęcia, kim on jest – widziałem na nich piękne krajobrazy, które wyglądały zupełnie inaczej niż jakiekolwiek widoki na Wschodnim Wybrzeżu. Później wielokrotnie podróżowałem samochodem pomiędzy Nowym Jorkiem a Kalifornią. Zawsze, gdy wybierałem się na zdjęcia krajobrazowe, pogoda nagle się psuła, więc było nieuniknione, że któregoś dnia wyląduję na Środkowym Wschodzie i siłą rzeczy zacznę fotografować anomalie pogodowe – w końcu w Alei Tornad okazji ku temu nie brakuje. Nie zrobiłem tego jednak jeszcze przez wiele lat...
Gdy założyłem rodzinę i uruchomiłem własny biznes, przestałem robić zdjęcia, a to, że w 2005 roku ponownie wziąłem aparat do ręki było raczej dziełem przypadku. Przyjaciel namówił mnie, bym wybrał się z nim na wycieczkę do Doliny Śmierci. Wziąłem ze sobą kilka aparatów analogowych i małą cyfrową małpkę. To wtedy wszystko się zaczęło. Przez długi czas nie robiłem żadnych zdjęć, ale ta wycieczka sprawiła, że dawna pasja odżyła ze wzmożoną siłą.
"Zdjęcie wykonałem w lipcu 2009 roku. Wiedziałem, że przede mną tworzy się jakiś fenomen natury, ale zanim nie zobaczyłem wszystkich jego elementów, nie byłem świadomy, co właściwie się dzieje".
Co robisz, by znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie?
Przede wszystkim robię odpowiedni research. Długo zastanawiam się nad tym, co bym mógł zrobić, co chciałbym zobaczyć, robię sobie takie prewizualizacje. Planując, biorę pod uwagę prognozy pogodowe i sprawdzam, kiedy i gdzie będą najbardziej sprzyjające powstawaniu ciekawych zjawisk atmosferycznych warunki, w jaki sposób mogę tam dotrzeć itd. Czasami spoglądam także na zdjęcia z Google Maps, by zobaczyć, jak inni fotografują podobne fenomeny pogodowe. Dzięki temu widzę też, jak dane miejsca wyglądają rejestrowane z różnych lokalizacji.
Gdy po raz pierwszy fotografowałem ekstremalne zjawiska pogodowe, eksperymentowałem. Wiedziałem mniej więcej, co chcę osiągnąć, byłem z ludźmi, którzy wiedzieli co i jak, ponadto miałem stały kontakt ze specjalistą od śledzenia burz – Rogerem Hillem. Nie chciałem fotografować typowych tornad, czy po prostu burzowych krajobrazów jako takich. Miałem konkretny plan – chciałem robić zdjęcia superkomórek burzowych na północy Stanów Zjednoczonych. Roger polecił mi kilka miejsc, w których mogę spotkać się z tym zjawiskiem i w lipcu 2009 rozpocząłem projekt. Drugiego dnia pobytu stanąłem oko w oko z mezocyklonem, który miał ok. 18 km wysokości i wiał 80–100 km/h. Ja siedziałem na polu w Północnej Nebrasce. Nie miałem pojęcia, że coś takiego w ogóle istnieje...
"Do pracy wstaję zazwyczaj ok. 4 rano, do domu wracam przeważnie ok. 19, wtedy spędzam czas z rodziną i do ok. północy siedzę nad swoimi zdjęciami".
Jak zweryfikowałeś swoje podejście do fotografowania krajobrazów, by móc ciekawie ująć te fantastyczne zjawiska?
Jak już mówiłem na początku, był to eksperyment i sprzętowo nie byłem do końca do tego przygotowany. Byłem gotowy do fotografowania krajobrazów, kiedy to można sobie przysiąść i poprzyglądać się scenie. Gdy światła było mniej, mogłem pozwolić sobie na 10-sekundową ekspozycję – miałem przecież statyw i dużo czasu. Mogłem siedzieć tam tydzień, patrzeć się na tę samą skałę i czekać, aż pogoda i światło będą idealne do wykonania zdjęcia. Ale fotografowanie burzy? To tak, jakby fotografowało się imprezę i krajobraz jednocześnie. Trzeba znać estetykę oraz technikę wykonywania krajobrazów i przy szybko zmieniających się warunkach, w tym kompozycji, dokonywać niesamowicie szybkich decyzji. Poza tym masa rzeczy dzieje się dookoła. Ludzie przerażeni są błyskawicami lub ranieni przez mocny grad i w pewnym momencie zaczynają podnosić alarm, że robi się niebezpiecznie. Ja się nie boję, tak bardzo ekscytuje mnie ten moment. Roger zwraca dużą uwagę na bezpieczeństwo – to zazwyczaj jedyny człowiek, którego słucham. Mimo całej wrzawy, cały czas muszę być bardzo skupiony.
W torbie fotografa |
Dwa korpusy Canon EOS 5D Mark II (jeden przeprojektowany na aparat do fotografowania w podczerwieni), obiektywy Canon 24–105 mm oraz 70–200 mm. |
Jakiego sprzętu używasz?
Teraz fotografuję kilkoma Canonami EOS 5D Mark II. W moją pierwszą podróż wziąłem Sony Cyber-Shot R1, najdłuższa ekspozycja jaką mogłem wykonać, by uwiecznić piorun wynosiła jedną sekundę. Zdecydowanie nie miałem odpowiedniego sprzętu, ale przed fotografem ciągle stają nowe wyzwania i udało mi się zrobić parę ciekawych zdjęć tym aparatem – uchwyciłem nim kilka ładnych błyskawic. Moje zaplecze fotograficzne to film, formaty 4x5 i 8x10. Wyrosłem na mokrej ciemni, na zimnych powiększalnikach i książkach Ansela Adamsa, ale przerzuciłem się na cyfrę, bo bardzo podoba mi się opcja Live View. R1 (wyprodukowany w 2005) był moim pierwszym aparatem z tą opcją. Z Live View korzystam na podobnych zasadach, co z wizjera w aparacie 8 x 10, jedyna różnica jest taka, że mogę mieć podgląd w trybie czarno-białym. Naświetlam zdjęcia tak, jakbym to robił, używając aparatu wielkoformatowego, korzystam z filtrów czerwonego lub polaryzacyjnego, a czasami nawet podczerwonego. Rzeczą, która najbardziej mnie cieszy i ułatwia pracę jest fakt, że gdy podglądam przez Live View zdjęcie w trybie czarno-białym i mam zamontowany filtr czerwony lub polaryzacyjny, widzę końcowy efekt. Gdy zakładałem czerwony filtr na aparat wielkoformatowy, w wizjerze widziałem obraz obrócony do góry nogami, w lustrzanym odbiciu i do tego na czerwono!
"Aparaty cyfrowe stworzone są do fotografowania w kolorze, dlatego też musiałem zmienić sposób fotografowania, by naśladować efekt fotografii średnio i wielkoformatowej, bez potrzeby inwestowania dziesiątek tysięcy dolarów w cyfrową ściankę do analoga".
Czy Twój sprzęt jest specjalnie przystosowany do rejestrowania światła podczerwonego?
Tak, jeden z moich 5D Mk II. Ale teraz niewiele ujęć robię w podczerwieni – powiedzmy, 80% moich zdjęć to fotografie czarno-białe, a 20% to podczerwień. Robię je tylko wtedy, gdy są ku temu idealne warunki, takie jak słabe światło i mały kontrast. Aparat ma usunięty z matrycy filtr blokujący fale podczerwone i na obiektyw nakręcony jest filtr podczerwony, mogę więc w dowolnym czasie szybko go dostosować do fotografowania w czarno-bieli lub podczerwieni.
Fotografuję tylko w formacie RAW. To są zdjęcia w przestrzeni RGB, ale wyrobiłem sobie już swój własny tryb pracy, który zaczyna się od obniżenia nasycenia do zera. Wtedy zdjęcie wygląda podobnie, jak to w podglądzie Live View, który faktycznie pokazuje obraz JPEG, ale ja pracuję w głębi 16- a nie 8-bitowej. Moim finalnym produktem jest odbitka, dlatego pracuję bardzo ciężko, by zdjęcie wyszło jak najlepiej, bym mógł zrobić jak najciekawsze ujęcie i dobrze je wyedytować.
"Zdjęcie wykonane z obiektywem 24–105 mm f/4L IS USM. Korzystam tylko z dwóch obiektywów; moje życie z dziećmi, rodzina i praca, to wszystko jest tak skomplikowane, że gdy zabieram się za fotografowanie, chcę robić to w jak najprostszy sposób. Wiem, że obiektywy typu zoom nie są tak ostre jak stałki, ale poświęcam się nieco na rzecz większej elastyczności w komponowania kadru".
"Koncepcja, planowanie, podróż samolotem lub samochodem i przejechanie 10 000 mil bez gwarancji, że trafisz na coś godnego sfotografowania, lub sfotografowanie tego bez gwarancji wysokiej jakości odbitki, którą można obejrzeć dopiero po powrocie… Nie wiem, czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tego ile poświęceń wymaga taka praca".
"Sprzęt, jakim dysponowałem przez pierwszy rok stawiał przede mną wiele wyzwań – ale podobały mi się zdjęcia, które udało mi się nim wykonać. Zmieniłem swój system tak, aby móc fotografować z wysokim ISO, by mieć większy wybór czasu oraz wielkości otworu przysłony. Zdjęcie zostało wykonane przy ISO 640.
"W docelowych miejscach spędzam od trzech do siedmiu dni. Pierwszy dzień lub dwa to aklimatyzacja, gdy przestawiam się z szybkiego życia w LA , starając się wyrzucić z siebie wszystkie toksyny z tamtego świata".