Jacek Poremba - inspirujący wywiad Olga Drenda
Fotografuje i inspiruje innych swoimi pracami od ponad 20 lat. Na sesjach zawsze ma ze sobą czarną płachtę, której używa jako tła - tak powstają jego ulubione portrety. A jest ich wiele, przed jego obiektywem stawali wszyscy wielcy z rodzimej sceny artystycznej: aktorzy, muzycy, pisarze, ale też politycy i dziennikarze...
Przez wiele lat znany byłeś głównie jako fotograf mody, teraz próbujesz skupić się na portrecie. Domyślam się, że portret jest trudniejszą dziedziną?
Moda i portret na pewno wiążą się z różnymi wyzwaniami, portret jest dziedziną trochę trudniejszą, bo często mam do czynienia z osobami, które w przeciwieństwie do modelek boją się aparatu i fotografa. Moim zadaniem jest spowodowanie, żeby ten strach zniknął. Z drugiej strony moda przenika się z portretem, często portret może być zdjęciem modowym, a fotografia mody, choć powinna przedstawiać przede wszystkim strój, bywa jednocześnie portretem. Więcej, dla mnie często portretami są zdjęcia, na których nie ma człowieka, ale potrafią coś o nim powiedzieć. Opowiadają o człowieku w pewnym kontekście. Potężny krajobraz z małą sylwetką ludzką? Dla mnie to też jest portret!
Zawsze staram się, by ten portret był po trosze również moim autoportretem. W formalnej i energetycznej stronie zdjęć szukam siebie. Mam dwie drogi: komercyjną i autorską, i pierwszą z nich staram się traktować również osobiście. Jest to trudne, nie zawsze starcza czasu i możliwości, ale w tym roku mija 21 lat od rozpoczęcia mojej pracy zawodowej i muszę przyznać, że chociaż nie zawsze było różowo, to zawsze walczyłem o swoją fotografię i to siebie chciałem "sprzedawać" w zdjęciach. Jednak usługowy wymiar fotografii komercyjnej bywa pomocny. Lubię słuchać wytycznych klienta, to pozwala nam spotkać się w połowie drogi. Najtrudniejsze są dla mnie sesje, w których słyszę, że mogę zrobić co chcę.
Czujesz różnicę w pracy z osobami znanymi z życia publicznego, a tymi anonimowymi? Na przykład w Sudanie?
Gdy fotografuję anonimowych ludzi, nigdy nie podglądam. Nie interesuje mnie siedzenie za rogiem z teleobiektywem. Każdy portret jest spotkanym wcześniej człowiekiem. Dlatego zawsze pytam o pozwolenie, nawiązuję kontakt. Bardzo rzadko się przy tym zdarza, że nie jestem w stanie sfotografować kogoś, bo po prostu go nie czuję, ale jeżeli wiem, że sposób zachowania, pewna energia, którą emanuje człowiek sprawia, że zamykam się w sobie, nie mogę nawiązać kontaktu, wtedy staram się unikać takich sytuacji. Nie mogę wtedy robić zdjęć.
Jeśli miałbym podsumować, to łatwiej chyba fotografować mi osoby, które nie są znane publicznie. Ludzie znani z mediów mają zwykle pewne oczekiwania wobec fotografa, mają wyobrażenia o sobie, do których są przywiązani i które nie pozwalają do końca uszanować mojej wizji. Oczywiście często zdarza się, że ktoś ufa mi na tyle, że nawet nie chce patrzeć na efekt. To bardzo mnie cieszy. Ale są również przypadki, gdy ktoś chce ingerować w moją pracę, żąda zaawansowanej postprodukcji, mocnego wyczyszczenia zdjęcia. Praca z takimi ludźmi jest trudna. Jeśli ktoś chce wyglądać 30 lat młodziej, wycofuję się ze współpracy.
W torbie fotografa |
"Mój podstawowy aparat, to w tej chwili profesjonalny, pełnoklatkowy Nikon D3, ale za chwilę dołączy do niego pewnie nowy Nikon D800. Pracuję przede wszystkim na jasnych stałkach, najczęściej są to Nikkor AF-S 50 mm f/1,4G i Nikkor AF 85 mm f/1,4 D. Własne projekty często robię na filmie, do Sudanu zabieram zawsze Rolleiflexa SL66" |
Mówi się, że jesteś dość radykalnym przeciwnikiem mocnych retuszy...
Problem polega na tym, że z powodu dostępności fotografii cyfrowej wszyscy zaczęliśmy fotografować. Aparat ma każdy, od pięciolatka po jego dziadka. Łatwość robienia zdjęć sprzętem cyfrowym jest bardzo duża. Z kolei ja, wychowany na taśmie filmowej, musiałem się nauczyć, jak naświetlać, jak starannie wykonać dobre zdjęcie, bo często nie miałem możliwości wprowadzenia poprawek. Czasem myślę, że miałem szczęście wychować się na tradycyjnej fotografii.
Ale nie jesteś sprzętowym konserwatystą?
Nigdy nie byłem na nie. Długo nie miałem aparatu cyfrowego, bo po prostu czekałem na aparat, który sprosta moim oczekiwaniom technicznym. Teraz nie ma już właściwie znaczenia, czym pracuję, jeżeli chodzi o samą technikę, jakość obrazu. Znaczenie ma sposób pracy. Film wymaga więcej skupienia, powstaje mniej zdjęć. W cyfrówce nawet mnie jest trudno "wyłączyć" bezkarność robienia zdjęć. Powstaje ich niepotrzebnie za dużo. Staram się tak nie pracować, robić mniej zdjęć, ale lepszych.
Chciałam zapytać o Sudan. Jak tam trafiłeś?
Byłem tak zmęczony komercyjną pracą, że poczułem, że muszę znaleźć jakąś inną przestrzeń. Cała moja droga fotograficzna zaczęła się od fotografii autorskiej, dopiero potem przypadek sprawił, że zająłem się fotografią komercyjną. Lata 90. były tak intensywne, że nie miałem czasu na moją osobistą twórczość. Komercyjna fotografia wypalała mnie - a właściwie nie tyle fotografia, co otoczka, która temu towarzyszyła. Wtedy Marcin Kydryński, który wciąż jeszcze wtedy podróżował do Afryki, zaproponował, że mógłbym zabrać się na wyprawę z archeologami, których znał i pomógł mi przyłączyć się do ich wyprawy. A ponieważ mam w życiu dużo szczęścia, tym razem udało mi się trafić do kraju pozbawionego turystyki, kraju cudownych ludzi, przestrzeni. Na początku pomagałem trochę archeologom, ale głównie chłonąłem energię miejsca i ludzi. Ta wyprawa sprawiła, że zapragnąłem tam wracać, tym razem już samemu.
Zawsze staram się, by ten portret był po trosze również moim autoportretem. W formalnej i energetycznej stronie zdjęć szukam siebie
Nawet w okolicznościach wojennych?
Fotografia wojenna mnie nie interesuje, miałbym moralne obiekcje robiąc zdjęcie człowiekowi choremu czy umierającemu ze świadomością, że mogę kiedyś otrzymać za to wynagrodzenie. Mam jednak też świadomość, że również i taka fotografia jest potrzebna. Sudan medialnie kojarzony jest bardzo źle. Ja spędziłem tam prawie rok czasu i nie doświadczyłem nigdy zagrożenia. Przed podziałem Sudan był największym krajem Afryki. Zawsze, gdy tam przyjeżdżałem, trafiałem w miejsca spokojne. W Darfurze miałem szczęście pojawić się pół roku przed wybuchem konfliktu, więc chodziłem po górach samotnie, odwiedzałem wioski. Sudan uratował moje zdrowie psychiczne. Dowiedziałem się, po co zajmuję się fotografią komercyjną - właśnie po to, żeby mieć możliwość pojechania na wyprawę w swoje własne światy. Spotykałem się zawsze z przyjaznym przyjęciem. Mam tam dziś przyjaciół, którzy czekają na mnie na lotnisku, pomagają organizować wyprawy. Wiem, że na pewno chcę pojechać tam w przyszłości z moim ośmioletnim synem Frankiem.
Syn również zaczął interesować się fotografią, tak jak Ty pasję przejąłeś po swoim ojcu.
W moim domu rodzinnym fotografia była obecna, pomagałem tacie w wywoływaniu zdjęć, jednak przez długi czas trudno było mówić o pasji. Sam fotografią zająłem się na dobre grubo po dwudziestce. W porównaniu z dzisiejszą młodzieżą przyszło mi to bardzo późno. Frankowi zdarza się łapać za aparat, wychodzą mu już ciekawe zdjęcia, ale myślę, że nadal tkwi w pięknym stanie czystej, nieskażonej nieświadomości.
Są przypadki, gdy ktoś chce ingerować w moją pracę, żąda zaawansowanej postprodukcji. Jeśli ktoś chce wyglądać 30 lat młodziej, wycofuję się ze współpracy
Masz opinię fotografa dyplomaty.
Bywam wzywany do "trudnych przypadków", jak lekarz (śmiech). Wpływa na to mój charakter, ale też lata doświadczeń i szybkie tempo pracy, z którego jestem znany.
Portret i moda nie są Twoimi jedynymi domenami. Osobiście lubię np. krajobrazy z Polski, sielsko-równinne.
To też jestem ja. Wiele osób zwraca uwagę, że Polska na moich fotografiach równie dobrze mogłaby być Sudanem. Te zdjęcia krajobrazowe to rodzaj mojego autoportretu. To nie jest czysta rejestracja, szukam czegoś, co jest głęboko we mnie i staram się przenieść to na zdjęcie.
A jeżeli chodzi o plakaty dla Opery Narodowej, pracę koncepcyjną?
Dobrze znam się z Mariuszem Trelińskim, lubimy razem pracować. Mariusz jest "karabinem maszynowym", ma mnóstwo energii. Praca z nim wiele daje, wyciąga z człowieka wszystko. Przy pracy nad zdjęciami dla opery nie tyle fotografuję twarz, co zapowiadam pewien nastrój przedstawienia. Porównałbym to do pracy nad okładkami płyt, których swego czasu wiele robiłem. Miałem o wiele więcej dowolności niż w wypadku sesji dla prasy, mogłem przemycić siebie w teoretycznie komercyjnym zadaniu. Podobnie jest z plakatem.
Sudan uratował moje zdrowie psychiczne. Dowiedziałem się, po co zajmuję się fotografią komercyjną - żeby mieć możliwość pojechania na wyprawę w swoje własne światy
Pracujesz jako fotograf już ponad 21 lat. Charakter Twojej pracy zapewne zmienił się w tym czasie.
Fotografia cyfrowa zmieniła wszystko. Żeby robić zdjęcia, nie trzeba już tak wiele wiedzieć i umieć. Z jednej strony otworzył się rynek, szkoły umożliwiają rozwijanie swojego talentu. Z drugiej - aparatem cyfrowym można zrobić milion zdjęć i liczyć, że będzie wśród nich jakieś dobre, albo wysłać średniej jakości zdjęcie do prasy, bo w końcu zawsze można je wyedytować. Mamy więc w Polsce świetnych fotografów na światowym poziomie, ale też mnóstwo miałkich, którzy trochę psują rynek. Różne motywy są młodych ludzi - oprócz samego fotografowania to gwiazdy, imprezy, styl życia, w którym fotografia jest drugorzędna. Pamiętam, że kilka lat temu nastąpiło tąpnięcie, które poczułem również na sobie. Zastanawiałem się nawet, co mógłbym robić w życiu innego, bo zaczynało brakować zleceń. Ta burza już się mam nadzieję przetoczyła, bo okazało się, że nie wszystko da się zrobić łatwo, że potrzebne są pewne techniczne umiejętności.
Niełatwo zrobić zdjęcie, które będzie się wyróżniało spośród tysięcy podobnych.
Dlatego powtarzam studentom, że trzeba szukać własnego »charakteru pisma«
Dziś uczysz młodsze pokolenia fotografów.
I lubię to. Zawsze radzę, aby szukali własnej wrażliwości, odkrywali ją. Nie szli w ilość, wykonując tysiące zdjęć. Mój syn Franek też zrobił ostatnio 40 zdjęć, z czego 20 można by powiesić na wystawie. Trudno jest zrobić zdjęcie, które będzie się wyróżniało spośród tysięcy podobnych i na równym poziomie. Dlatego powtarzam, że trzeba szukać własnego charakteru pisma. Fotografia jest dziś trochę tym, czym kiedyś było słowo pisane. Dziś każdy potrafi pisać, ale nie każdy napisze książkę; podobnie rzecz ma się z fotografią. Polecam oglądanie, próbowanie, nawet naśladowanie we własnej manierze innych fotografów, ale jednocześnie szukanie w tym własnego elementu. Sam miałem swoich własnych mistrzów. Warto znaleźć sobie wzór, kogoś, kto skróci nam drogę nauki.
Jak długo Tobie zajęło znalezienie swojego "charakteru pisma"?
Nie jestem pewien do końca, czy już go mam, choć słyszę opinie, że ludzie otwierają gazetę i rozpoznają moje zdjęcie bez podpisu. To bardzo miłe. Przeszedłem przez różne techniki, miałem na przykład okres fascynacji Polaroidem. Jednak nie jestem osobą, która przykłada dużą wagę do technicznej strony zdjęć - wierzę, że aparat to tylko narzędzie. Nie ma znaczenia, w jakiej technice powstaje obraz tak długo, jak jest w stanie wzruszać. Moi ulubieni fotografowie to ci, których rozpoznaję po czystej fotografii, po energii, jaką dane zdjęcie ma. Ostatnio portretuję ludzi na czarnym tle. Chcę, żeby te zdjęcia były tak charakterystyczne, żeby było jasne, że robiłem je ja, a nie kto inny. Świadomość tych poszukiwań jest dla mnie bardzo ważna.