Sebastião Salgado - zobacz, co tracimy z dnia na dzień Joanna Kinowska
Sebastião Salgado
|
|
Termin: 28.05-07.08 (od wtorku do niedzieli w godz. 10:00-18:00) Miejsce: Centrum Spotkania Kultur w Lublinie, Plac Teatralny 1 Bilety: 14 zł / 10 zł ulgowy, w środy w godz. 12:00-18:00 wstęp wolny Kontakt: www.spotkaniakultur.com |
-
|
By zrozumieć fenomen Genesis, zwróćmy naszą uwagę na poprzednie dzieła fotografa i trudne decyzje, które podejmował. Cykl jest w pewnym sensie wypadkową jego życiorysu. Urodził się w Aimorés, małej miejscowości w Brazylii. Jego rodzina posiadała rozległe ziemie i ogromne stada krów. Ukończył studia ekonomiczne w São Paulo, potem w Paryżu przygotowywał doktorat na temat ekonomii rolnictwa. Zajął się pracą zawodową – najpierw dla International Coffee Organization, potem dla Banku Światowego. Często podróżował do Afryki i to właśnie tam powstały jego pierwsze zdjęcia.
Po latach wspomni, że tym najważniejszym zdjęciem, które zmieniło bieg jego życiorysu, była fotografia żony – Léili Wanick Salgado. Chociaż, jak wiemy, Sebastião nigdy nie został portrecistą, z pewnością nie ruszyłby się z miejsca bez jej wsparcia. Rzucił dobrze płatną posadę, świetnie zapowiadającą się karierę i poświęcił się fotografii. Z początku tworzył krótkie reportaże dla agencji Sygma. Szybko się uczył i zdobywał uznanie środowiska. Już po sześciu latach został przyjęty do Agencji Magnum. Zdobywał nagrodę za nagrodą - od Leica Oskar Barnack, przez Hasselblad Award po kilkukrotne podium na World Press Photo. Wydawał także książki - An Uncertain Grace, Other Americas, Sahel. "Wielu ludzi mówiło, że stałem się fotoreporterem, fotografem-antropologiem, fotografem-aktywistą, ale dla mnie było to coś więcej, fotografia stała się moim życiem, żyłem tylko fotografią!" - wspominał początki kariery.
Ludzie pracy
Prawdziwy rozgłos przyniósł mu rok 1993 i ukończenie pierwszej wielkiej pracy Robotnicy. Rok później rozstał się z Magnum, bo wraz z żoną założył własną agencję Amazonas Images. Wszystko zapowiadało się jak najlepiej! Robotnicy to gigantyczna opowieść o ludziach z całego niemal świata pracujących własnymi rękami. "Globalna epopeja", jak określano jego książkę, robiła na widzach wrażenie. Był to rozmach niewidziany od czasów wystawy Rodzina człowiecza. Tylko, z tą "drobną" różnicą, że tu jeździł jeden fotograf.
Materiał podzielony został na kilka części - rolnictwo, jedzenie, wydobycie, przemysł, ropa i budownictwo. Z tego dzieła pochodzą najbardziej rozpoznawalne zdjęcia Salgado z kopalni złota Serra Pelada w Brazylii. Gdy zobaczył gigantyczną dziurę w ziemi, w której pracowało pięćdziesiąt tysięcy ludzi, bez żadnego odgłosu działającej maszyny - wspominał: "każdy włos na moim ciele się zjeżył. Piramidy, roztaczała się tu historia ludzkości. Dotarłem do zarania dziejów". Wykonał tam serię zdjęć, na długo zapadających w pamięć.
Sposób fotografowania Salgado - ostry, wieloplanowy i zawsze w czerni i bieli, jednych urzekał, a drugich przerażał. Robotnicy to bardzo złożona opowieść o etosie pracy z dala od zachodniego, silnie zindustrializowanego świata. Były tam pokazane historie ludzi zarabiających grosze, żyjących w warunkach, których nie wzięlibyśmy za godne.
Zawartość merytoryczna porażała widza, a skrupulatność fotografa w dotarciu do bohaterów wytrącała wszelkie argumenty. Otóż nie był to przypadkowy wycinek, fragment, przypadek. Salgado ukazał odchodzący w przeszłość świat pracujących, tym samym obnażył coś, na co niewielu chciałoby patrzeć. Niewygodne zdjęcia, które też zachwycały - kompozycją i przedstawieniem.
Legenda Salgado
Robotnicy, Migracje, a w końcu ostatni wielki cykl Genesis powstawały w identyczny sposób – Salgado na kilka lat znikał z oczu i poświęcał z oddaniem podróżom i fotografowaniu. Ogromne serie zdjęć, szerokie badania, treściwe opisy tworzą razem dzieła monumentalne i przekrojowe, to sam szczyt tego, czym może być długoterminowy osobisty projekt dokumentalny. Wirtuozeria. No właśnie, legenda Salgado.
Po Robotnikach, Salgado zajął się tematem uchodźców, imigrantów, przemieszczających się ludzi na różnych kontynentach, z różnych przyczyn. Kolejne podróże, kolejne cierpienia, ogrom nędzy. Kiedy Salgado powrócił z Rwandy, gdzie widział tysiące umierających ludzi, zachorował. Tak wspomina ten czas: "byłem tam świadkiem niezwykłego okrucieństwa. Straciłem wiarę w człowieka. Sądziłem, że nasz gatunek nie przetrwa. I wtedy zachorowałem. Przyjaciel lekarz powiedział mi »po prostu widziałeś tak dużo śmierci, że teraz sam umierasz. Musisz przestać. Przestań, bo teraz to ty umrzesz«. Więc przestałem. Przygnębiała mnie i fotografia, i wszystko inne na tym świecie".
Oprócz prywatnych rozterek, radzenia sobie z oglądaniem dramatu innych - musiał się jeszcze sporo tłumaczyć. Prawdziwą burzę przyniósł rok 2000 i premiera kolejnej jego pracy Migracje. Na łamach New York Timesa Susan Sontag krytykowała Salgado, a za nią kolejni. Zadawano pytania o estetyzację biedy, oskarżano go o wyzyskiwanie najuboższych do budowania kariery. Powtórzył się problem z Robotników - piękne zdjęcia, a okropny temat. Faktycznie obrazy budzą zdziwienie i zachwyt połączone z odrazą.
Salgado, niegdysiejszy idealista i działacz lewicy, o wyostrzonych poglądach na społeczeństwo, nieraz dostarczał argumentów krytyki rządów, nie tylko w samej Brazylii. Zdjęciami opowiadał historię globalną. Zadawał niewygodne pytania widzom, których najpierw urzekał obrazem.
Księga rodzaju
Chwilę przed premierą Migracji powrócił do Brazylii, na rodzinne ziemie i wraz z żoną postanowili na terenach zniszczonej już farmy odbudować "raj", las, który rósł tam kiedyś. Założyli organizację "Instituto Terra" i prosili o wsparcie finansowe, nie tylko w Brazylii, ale na całym świecie. W efekcie - w ciągu piętnastu lat - odbudowali las. A Sebãstiao, wyraźnie już odmieniony, mógł wrócić do fotografii: "tym razem nie chciałem fotografować już tylko jednego zwierzęcia: człowieka. Chciałem fotografować także inne gatunki, robić zdjęcia krajobrazom, fotografować nas, ale od początku, z czasów, gdy żyliśmy w zgodzie z naturą". Powstał Genesis o "oglądaniu i zachwycie, o zrozumieniu konieczności ochrony tego wszystkiego, a w końcu i o inspirowaniu działań na rzecz tego zachowania".
Zdjęcia powstawały przez 8 lat - od 2004 roku aż do 2012. Kolejny osobisty długoterminowy projekt. Znowu podróżujemy z Salgado po całej Ziemi. Ale zatrzymujemy się tylko tam, gdzie świat wygląda na nietknięty od momentu swoich narodzin. Zwierzęta i krajobrazy, czasem człowiek - ale tylko te plemiona, które żyją zgodnie z naturą i z dala od cywilizacji. Podróż po rezerwatach, parkach narodowych, enklawach. Podróż przeładowana zdjęciami, szczegółami, ilością i gęstością.
Tego jest za dużo! Wystawa Genesis składa się z przeszło 230 zdjęć, książka ma 520 stron! Można śmiało powiedzieć, że zabrakło edytora, że silniejsze wrażenie uzyskałby mniejszą ilością zdjęć. A jednak, Salgado podkreśla - aż 46% powierzchni planety ciągle wygląda jak w czasach "genezy". "Chcielibyśmy wywołać dyskusję o tym, co jest na naszej planecie nienaruszone i co musimy najbardziej chronić. Mam nadzieję, że dzięki tym zdjęciom świat dowie się o tym problemie i ludzie zaczną inaczej patrzeć na planetę".
Salgado jest ciągle tym samym aktywistą, co za studenckich czasów, tylko zmienił formę wyrazu oraz siłę oddziaływania. Odbudowanie fragmentu lasu i pokazanie światu miejsc dziewiczych, to wizja ogromnie optymistyczna, zdecydowanie poruszająca wyobraźnię. Wydaje się, że właśnie taki cel ma autor - dotrzeć do każdego człowieka z prostym przekazem: zobacz, co tracimy z dnia na dzień, zastanów się, co możemy z tym zrobić.
Tym razem Salgado nie pokazuje cierpienia, właściwie nie ma tam biedy, bo jeśli nawet są tam ludzie, są idealnie stopieni z przestrzenią, w której żyją, nieznający ambicji i dążeń cywilizowanego świata. Jest zatem czysty zachwyt, niezmącony. Tylko przepiękne obrazy, zadziwiające scenerie, zapierające dech pejzaże i jest tego za dużo. Czyżby? Jak może nam się znudzić widok dziewiczego krajobrazu?!