"Undisturbed Places" - polski timelapse z Namibii i Botswany Antoni Żółciak
Istnieją na świecie miejsca, w których jedynym źródłem światła są gwiazdy. Miejsca, gdzie człowiek nie przeszkadza naturze. Wreszcie - miejsca, które większość z nas zobaczy dzięki staraniom takich filmowców, jak Maciej Tomków. "Namibia jest jednym z miejsc o najmniejszym zanieczyszczeniu świetlnym na naszej planecie", tłumaczy. "Istnieją tam specjalne rezerwaty, gdzie zanieczyszczenie ograniczane jest do zera, przez co to położone w południowo-zachodniej Afryce państwo jest celem wypraw astrofotografów z całego świata".
Projekt "Undisturbed Places" powstawał w Namibii i Botswanie. "Zebrałem 2 TB materiału w przeciągu 28 dni", podkreśla Maciej i dodaje: "To, co możecie zobaczyć na filmie, jest selekcją najpiękniejszych miejsc, które udało mi się sfilmować".
"Undisturbed Places" - kulisy powstania filmu
Chcąc poznać głębiej proces realizacji tak skomplikowanego dzieła, zapytaliśmy Maćka o szczegóły.
Przynajmniej część Twoich ujęć musiała trwać po kilkanaście godzin. Co wtedy robisz? Czekasz? Rozbijasz obóz? Zostawiasz aparat i odchodzisz?
Wiele osób sądzi, że wykonanie timelapse'a wiąże się z ustawieniem aparatu, włączeniem go... i "dalej samo się zrobi". Realia przy wykonywaniu takich ujęć są jednak zupełnie inne - w szczególności, jeżeli chodzi o ujęcia "dzień do nocy" i "noc do dnia". Rejestruje się je od kilku do kilkunastu godzin. Niekiedy nawet dłużej.
Do takich ujęć trzeba bardzo dobrze się przygotować zarówno pod względem technicznym, jak i fizycznym. Woda, jedzenie, namiot, śpiwór, ciepłe ubrania na noc (temperatura spadała do 6-8 °C). Czekanie to jedna z czynności, z którą każdy operator timelapse musi się liczyć. Trzeba być tu jednak nie tylko cierpliwym, ale i czujnym. Zdarzało się, że w nocy podchodziły do mnie zwierzęta. Głównie antylopy i zebry.
W Afryce pracowałem w pojedynkę, co przy takich zdjęciach jest dość ekstremalne - trzeba pilnować sprzętu, sprawdzać stan baterii, zapełnienie kart pamięci. Musimy jednocześnie uważać na turystów, którzy mogą "zepsuć" ujęcie wchodząc w kadr. To wiązałoby się z godzinami spędzonymi na retuszu - poprawiać musimy przecież każdą klatkę naszego projektu.
Czyli po rozstawieniu sprzętu nie można spocząć na laurach?
Owszem, są momenty, w których można pozwolić sobie na odrobinę relaksu i rozkoszować się pięknem dziewiczej natury. Przebywanie w jednym miejscu przez kilkanaście godzin skłania też do refleksji. Pozwala człowiekowi spojrzeć na życie z zupełnie innej perspektywy - kolory wschodu i zachodu słońca, światło księżyca czy nów sprawiają, że czujemy się jak w bajce. W namibijskie niebo można patrzeć godzinami. Tam się dosłownie dzieją cuda, polecam każdemu!
Jeśli nie jest to tajemnicą - z jakiego sprzętu korzystasz? Zbliżenie na centrum Drogi Mlecznej w 3 minucie jest efektem korzystania z teleobiektywu, czy może kadrowania?
Moją główną kamerą był Sony A7S, który znakomicie sprawdził się w nocnych zdjęciach. Sensor pozwolił na pracę przy wysokich czułościach, utrzymując jednocześnie niski poziom szumów. Ten aparat to dosłownie noktowizor. Zabrałem ze sobą również Canona EOS 6D, jako drugi korpus, i EOS-a 7D. Z optyki: Canon EF 16-35 mm f/2,8L II USM, Canon EF 100 mm f/2,8L IS Macro, Samyang 14 mm f/2,8 ED AS IF UMC, Samyang 24 mm f/1,4 ED AS UMC i Sigma A 50 mm f/1,4 DG HSM.
To właśnie tym ostatnim obiektywem wykonałem zbliżenie na centrum naszej galaktyki. Oczywiście można skorzystać z dłuższej ogniskowej, ale trzeba pamiętać o bardzo krótkich czasach naświetlania i warto zainwestować w kostkę paralaktyczną, np. Vixen Polarie. Do zaprogramowania 3-osiowego ruchu kamery wykorzystałem sprzęt firmy DitoGear - zabrałem ze sobą 3-metrową jazdę T'rantula Go i głowicę OmniHead.
A czy podróżniczy timelapse to tylko hobby, czy da się też na nim zarobić?
Na rynku jest duże zapotrzebowanie na timelapse’y, ale muszą być one najwyższej jakości. I nie chodzi tutaj tylko o sprzęt, ale o miejsca, świeże pomysły i czasochłonną edycję w celu wyróżnienia się od codziennego zgiełku gromadzącego się materiału. Z setek publikowanych filmów tylko niewielki procent to prawdziwy high-end. Niemniej, sprzedając kadry można zarobić naprawę dobre pieniądze - zależnie od warunków licencji, pojedyncze ujęcie sprzedamy za kwotę od 1200 do 10000 złotych. W niektórych przypadkach nawet więcej.
Dziekuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów!
Zobacz więcej filmów Maćka
W portfolio Macieja Tomków znajdziecie więcej informacji o jego działalności. Starania operatora warto śledzić również przez Facebooka, za pośrednictwem Vimeo czy Instagrama. Licencje na ujęcia w zastosowaniach komercyjnych znajdziecie z kolei na Nimii.