Wacław Wantuch - mistrz aktu i światłocienia [wywiad w DCP] Olga Drenda
Od dawna fotografuje Pan konsekwentnie w czerni i bieli. Dlaczego zdecydował się Pan na taki styl? Czy pracował Pan kiedyś w kolorze?
W kolorze pracowałem tylko przez chwilę, fotografowałem dziewczyny zajmujące się body paintingiem, a tam kolor musiał być obecny. Właściwie nie musiałem się „przesiadać” z koloru na czerń i biel – w liceum plastycznym i na ASP rysunek, czyli główny przedmiot, wykonuje się ołówkiem albo węglem, czarnym narzędziem na białej kartce.
Ma Pan wykształcenie rzeźbiarskie?
W edukacji plastycznej, bez względu na to jaki studiujesz kierunek – czy jest to malarstwo, formy przemysłowe czy grafi ka – podstawą są właśnie zajęcia z rysunku. W takim razie – dlaczego nie zdecydował się Pan na pracę rysownika? (śmiech) Dobre pytanie. Może dlatego, że rysunek pełni dla plastyka funkcję pomocniczą, ćwiczebną.
Czy przed sesją robi Pan szkice, pomysły na pozy dla modelek?
Na początku tak robiłem, dopóki nie odbyłem kilku rozmów ze starszymi kolegami i z profesorami z akademii. Kiedy dowiedziałem się, że można łatwo popaść w nieświadome hochsztaplerstwo, przestałem to robić i zdałem się wyłącznie na kreatywność modelki. Chodzi o to, że czasami zapamiętujemy podświadomie jakieś obrazy, kompozycje, i robiąc szkice, możemy przyłapać się na tym, że odtwarzamy zapamiętany w głowie obraz. Chciałem tego uniknąć.
Jest Pan od dawna wierny dwóm tematom: pejzażom miejskim Krakowa i fotografi i aktu. Czy wybór czerni i bieli wiązał się z wyborem Pana ulubionej tematyki?
Fotografując Kraków albo akty, myślę o obrazie monochromatycznym. Patrząc gołym okiem, widzimy bogactwo koloru, które mi osobiście przeszkadza. Kiedy chcę zwrócić uwagę na czyste formy, łatwiej mi to osiągnąć w wersji monochromatycznej.