"13 królowych" - futurystyczne portrety bez Photoshopa Antoni Żółciak
Alex Gertschen i Felix Meier na co dzień pracują w Lucernie, szwajcarskim mieście, gdzie powstawało "13 Queens". Fotografowie wszystkim - od początku do końca - zajmują się sami. Każdy element widoczny w kadrach był przez nich starannie dobierany i układany na planie. Bez Photoshopa.
"W przeszłości próbowaliśmy pracować na komputerach, ale dla nas to inny świat. Wypracowanie wszystkiego w studio oznacza, że większość decyzji trzeba podejmować na miejscu. Nie można wrócić i czegoś zmienić, poprawić - i o to w całej tej zabawie chodzi", tłumaczą twórcy w wywiadzie z SSENSE.
Jaki jest zatem przekaz "13 Queens", cyklu, który na pierwszy rzut oka wydaje się zlepkiem przypadkowych przedmiotów? Fotografowie chcieli skonstruować niebanalną historię. Zbudowali postacie i zabrali je ze sobą w podróż, przypinając każdej zestaw drobiazgów codziennego użytku. Właśnie przez te elementy każda z "władczyń" może pochwalić się teraz własną osobowością.
"Każda królowa to inna karta tożsamości", precyzują Alex i Felix, dodając: "Na jednym ze zdjęć widać puszkę po Red Bullu, co ma reprezentować energię. Jest tam też klepsydra, mówiąca o ograniczonych zapasach tej przedostatniej - najważniejszą decyzją królowej jest więc ustalenie, na co spożytkuje swoją siłę. Co najlepsze, całą kompozycję rozpoczęliśmy od tej małej, błękitnej puszki".
Kolejne kadry powstawały na zbliżonej zasadzie. Przedmiot - lub grupa przedmiotów - determinują o charakterze danej postaci. A czy jesteście w stanie wskazać, które składowe są dla danej "królowej" najbardziej istotne?
Zobacz więcej zdjęć Aleksa i Feliksa
Szwajcarski duet ma w portfolio jeszcze kilka udanych projektów. Każdy z nich został doceniony przez przeróżne wydawnictwa, pokazywano je też na wystawach indywidualnych i grupowych. Wszystkie ich fotografie znajdziecie na tej stronie.