05/2011
Redaktor naczelny poleca
Każdy z Was z pewnością dokładnie przestudiował już zdjęcie z okładki. Wspaniałe, prawda? Jak powstało? Nad uzyskaniem tak niesamowitego efektu pracuje sztab ludzi: wizażystki i stylistki, doświadczony asystent odpowiedzialny tylko za światło i jeszcze jeden, który pilnuje ustawień aparatu. Backstage obserwuje wiele osób, wszyscy w ciszy i skupieniu przyglądają się pracy mistrza. Sesja trwa już dobrych kilka godzin, z 40-milionowej przystawki „spadają” kolejne pliki. Zespół analizuje każdą klatkę na ekranie monitora. Mistrz spogląda na zdjęcia. Marszczy brwi, co zdradza niezadowolenie. Jest perfekcjonistą, wszystko musi być idealnie. Modelka ma już wyraźnie dość, ale nie narzeka, przywykła do całodniowych sesji. Jest bardzo dzielna. W końcu po wielu godzinach, licznych poprawkach i kilku dzbankach kawy, pada wyczekiwane „Mamy to!”. Wszyscy są zmęczeni, ale patrzą na zdjęcie, później spoglądają po sobie, a z wyrazu ich twarzy można wyczytać radosne „Warto było!”. Klient też jest zachwycony – kilka dni później zdjęcie ląduje na ogromnej płachcie reklamowej o podstawie 30 metrów! Tak sobie to wyobrażamy, ale z całej tej historii prawdziwe jest tylko ostatnie zdanie. To zmysłowe, wystudiowane zdjęcie powstało w skromnym atelier, w niewielkim studiu w Krakowie. Wacław Wantuch, jeden z najlepszych i najbardziej cenionych dziś fotografów aktu kobiecego zrobił je 10 lat temu, korzystając z taniej lampy światła ciągłego i prostego kompaktu Olympusa, jednej z pierwszych „cyfrówek” o rozdzielczości 3 mln pikseli. Więcej o tym zdjęciu dowiecie się, przewracając stronę, więcej o pracy mistrza, czytając nasz wywiad na stronie 58. Dla mnie okładkowe zdjęcie tego wydania Digital Camera Polska to kolejny dowód na to, że sprzęt nie jest najważniejszy. Liczy się pasja.