Nieskończona przestrzeń w studio - Marcin Szpak i jego "Tabula Rasa" Olga Drenda
Nad malutką postacią unosi się wielki sześcian, a w innym ujęciu podobna malutka postać stoi naprzeciw miniaturowych drzwi w ścianie masywnej jak w bunkrze. Przez drzwi wpada strumyk światła... Wszystkie te "krajobrazy" zanurzone są w niebieskozielonej tonacji. Pierwsze skojarzenie: ilustracje do książek dla dzieci z lat 80., które świetnie pamiętam z własnych dziecięcych lat - pracowali przy nich często doskonali plastycy. Druga myśl: jak się robi takie zdjęcia? Gdzie są takie lokalizacje? Czy to jeszcze w ogóle jest fotografia, czy autor sobie coś zmajstrował w Photoshopie?
"Tabula Rasa" Marcina Szpaka to jak najbardziej fotografia. Takich lokalizacji, jakie widać na jego zdjęciach, nie ma co prawda nigdzie w naturze, ale to nie znaczy, że nie istnieją: autor zbudował je sam, do tego w stylu Adama Słodowego.
Gdy zapytałam Marcina Szpaka, jak powstały zdjęcia, spotkało mnie małe zaskoczenie. "Sesja jest malowana małą diodową latarką zmodyfikowaną papierem i śliną", mówi. A więc to stąd ten fantastyczny kolor. Scenografia jest zrobiona z kartonu , listewek i masy szpachlowej. Choć robi wrażenie dużej przestrzeni, jest w rzeczywistości niewielka. Pomysł na projekt to, jak mówi autor, wariacje na temat teorii czystej karty Johna Locke'a. Dostajemy podpowiedź: "umysł jest pustym zbiornikiem, oświetlanym tylko przez światło wpadające z zewnątrz" - resztę mówią już obrazy.
Marcin Szpak mieszka i pracuje w Londynie. "Tabula Rasa" różni się od większości jego zdjęć, są to bowiem zwykle prace portretowe lub z dziedziny fotografii mody, często o konceptualnym odcieniu. Fotograf trzyma się jednak z daleka od głównych nurtów i masowych gustów - świadczyć może o tym jego współpraca z bardzo oryginalną kostiumografką, znaną m.in. z łamów "i-D" Katarzyną Konieczką, której skomplikowane projekty przywodzą często na myśl cyberpunkowe lub steampunkowe maszynerie. Więcej zdjęć Marcina Szpaka można zobaczyć na jego fanpage'u.