Portret odciśnięty w tekście Jacek Gąsiorowski
Inspiracja. Słowo klucz, tak bardzo wszędzie pożądane. Zawsze pada tam, gdzie jest mowa o jakiejś dziedzinie twórczości, nie omija to fotografii, a wręcz do niej szczególnie przylgnęło. Inspirujący dzielą się na grupę pozytywnie chłonących oraz na tych, którzy już wypaleni lub nigdy u nich w naturalny sposób nie zaiskrzyło.
Zdjęcia, obrazki są naturalnym, najprostszym łupem do konsumpcji i przetwarzania w nieustannym łańcuszku pokarmowym dzisiejszej hekatomby medialno-obrazkowej. Kiedy oglądam wywiady czy wypowiedzi z mniej lub bardziej znanymi fotografami, zawsze gdzieś w tle pada pytanie o inspirację i zawsze słyszę sztucznie przygotowany łańcuszek zachodnich nazwisk ikon foto oraz czasem wypadające na końcu, ztrywializowane stwierdzenie - "no i z Internetu".
W tym momencie, wierzcie mi lub nie, to Wy jesteście tymi zachodnimi gwiazdami, ikonami fotografii. Bezimienni, bez dorobku i pozycji, dostarczacie im gotowych rozwiązań. Nic z tym nie zrobicie, czasy pracy do szuflady bezpowrotnie minęły, ale można zmienić podejście. Mnie już nie inspirują zdjęcia, inspirują mnie ludzie, którzy z pokorą potrafią je wykorzystać do głęboko przemyślanych celów, które mają szansę pozostać w pamięci dłużej niż dzień, po przeglądzie netu przy porannej kawie.
Korzystając z niewyczerpanych zasobów słońca, które sprzyja nam tego roku, postanowiłem napisać kolejny, optymistyczny tekst. Kto wie, może stanie się to już manierą stałą, czego sobie i Wam, w odniesieniu do wszelkich aspektów życia - życzę. Tekst ten będzie optymistyczny, choć zdarzenie do niego nawiązujące nigdy nim nie było, a więc tymczasem (jak to mawia się obecnie bardzo modnie), w warszawskiej Zachęcie zasiada na autorskim spotkaniu dość spora grupa zasłuchanych gości. Prelegentami jest małżeństwo - Agnieszka i Maciej Nabrdalikowie, autorzy fotoksiążki Irreversible.
Rzecz traktuje o czymś, co wielokrotnie już było poruszane, w pewnym sensie jest żywą ikoną procesu i zjawiska inspiracji. Jednakże, w odróżnieniu od chwilowych, gwałtownych aktów zaboru i kradzieży czyjejś wizji twórczej, sposobu myślenia oraz operowania światłem i kadrem, mamy tu do czynienia z zupełnie świadomym, samodzielnym, mozolnym i pełnym pokory aktem powstawania własnej, odrębnej, ale z oczywistych względów podobnej w formie i treści, interpretacji procesu zmagania się z traumą, cierpieniem, bólem i strasznymi doświadczeniami obozów koncentracyjnych.
Siedzę na sali otulony w ciepłe, pełne pokory głosy obojga twórców, gdzie jedno z nich dostarczyło do książki dużo merytorycznego, istotnej treści wkładu z ust więźniów, którzy zdecydowali się znów mówić. Drugie z nich uchwyciło na twarzach powracające bruzdy lęków, cierpienia i smutku. Jedno z drugim się dopełnia. Fotografia nareszcie staje się pokorna, służebna i cicha.
W zalewie dzisiejszej nadprodukcji pustych obrazków, wyłaniające się z ciemności twarze, pełne emocji, krzyczą prostotą. Na sali obecny jest jeden z bohaterów, co jeszcze bardziej uwiarygadnia siłę przekazu opowieści, płynącej z ust autorów. Podcast wraz z krótkimi wypowiedziami więźniów ubranymi w usta ich wiekowych odpowiedników, dopełnia dzieła i poczucia, że fotografia ma sens. Ma sens jako narzędzie do czegoś pełniejszego, czemuś lub komuś służącego. Idealna do prostej formy wyrazu, skupionej na sile zatrzymania i refleksji. W przeciwieństwie do współczesnych mediów, wespół z ideą i tekstem pozwala zawrzeć w pigułce tysiąc ruchomych obrazków. Działa i dociera do serca trwale i czule, gdy nie jest jednorazową błyskotką wyłowioną w strumieniu Internetu czy bezkresu zakurzonych albumów na galeryjnej półce.
Jednocześnie każde ze zdjęć spełnia kryteria jednorazowych aktów wypowiedzi artystycznej, jednak rozrzucone po otchłaniach wirtualnych kart portfolio tracą siłę wyrazu, błyskawicznie zera i jedynki, tańcząc swój chocholi taniec, zabierają im siłę przekazu.
Wyszedłem z tej sali wzmocniony, zarówno pokorą autorów tego projektu, jak też skalą pracy i bólem, jaki musiał być doświadczony podczas spotkań i podróży do tych wszystkich ludzi, którym zrobiono portret odciśnięty w tekście. Tyle prawdy, tak bolesnej, w oprawie z czarnej okładki z papieru ściernego. Czekam teraz na równie wymowny kontrapunkt. Z białej okładki z lnu, wypełnionej spokojnymi, szczęśliwymi zdjęciami z opisującym je tekstem. Z punktu widzenia tematu, to trudniejsze zadanie, sam je zrealizuję, spróbuję.