Studio Rolke [wywiad w DCP] Olga Drenda
PROfil |
Tadeusz Rolke
|
Pańska wystawa „Studio Rolke”, którą prezentowano w ramach tegorocznej edycji Miesiąca Fotografi i w Krakowie, poświęcona była modzie – jaką rolę moda odegrała w Pana twórczości?
W moich czasach fotograf prasowy musiał być omnibusem, dopiero później specjalizacje poszły bardzo daleko. Miało to miejsce i w moim przypadku. Czasem fotografowałem sport, gdy specjalista od sportu w redakcji był chory. Zdarzało się, że trzeba było sfotografować również pokaz mody.
W pewnym momencie zacząłem współpracować z Barbarą Hoff. Była cudotwórczynią na tle rzeczywistości PRL i ubrała tysiące młodych ludzi w ciuszki, które były zgodne z trendami zachodnioeuropejskimi, które ubarwiły szary, nudny pejzaż wizualny. Sesje dla Przekroju to była moja najciekawsza przygoda z modą. Później współpracowałem z Grażyną Hase oraz kultowym dzisiaj magazynem Ty i ja. Zostałem zaproszony do niego dzięki temu, że współpracowałem z Aliną Szapocznikow, która wówczas była związana z Romanem Cieślewiczem, dyrektorem artystycznym tego magazynu. Pracowałem też w bardzo ciekawym wizualnie, wielojęzycznym czasopiśmie "Polska" – i tak moda towarzyszyła mi przez dłuższy czas.
Jak wyglądała organizacja sesji? Wiemy, że w porównaniu z możliwościami ówczesnych światowych magazynów i atelier fotografi cznych, warunki były spartańskie.
Sesje były bardzo proste, z nieliczną obsadą. Gdy pracowałem z Barbarą Hoff, umawialiśmy się z modelką i na planie było nas tylko troje, bez stylistek, specjalistów od oświetlenia i całej tej ogromnej maszyny produkcyjnej, która towarzyszy sesjom mody. Nie było dużych atelier, więc często wychodziliśmy w plener. Wszystko powstawało w niewiarygodnie prymitywnych warunkach, ale była to fotografi a potrzebna – więc funkcjonowała.
Na potrzeby wystawy wybrano nietypowe zdjęcia, bo nie z samych sesji, a raczej opowiadające o tym, co się działo za kulisami, o pracy z modelką...
Moja wystawa nie jest o modzie, tylko zupełnie obok mody, raczej o ubieraniu się i rozbieraniu. Dotyczy wizualizacji rodzaju żeńskiego, i do pewnego stopnia – stosunków damsko-męskich. Okazało się, że to synteza moich zainteresowań – fotografowałem bardzo dużo kobiet, do tego niekoniecznie ubranych, a nawet o tym nie pamiętałem. Dopiero podczas bardzo starannego przeglądu archiwów przypomniałem sobie niektóre osoby i spotkania. Materiału było tak dużo, że można było stworzyć całość o pewnym jasnym przesłaniu.
Czyli wizerunek kobiety to Pana ulubiony temat?
Tak. Nawet kiedy fotografowałem lokomotywę, to obok tej lokomotywy stała kobieta (śmiech).