Samotna piosenka Aleca Sotha Bownik
Urodzony w 1969 r. w Minneapolis, amerykański fotograf zajmuje się fotografią dokumentalną. Interesują go przede wszystkim wielkie projekty o małych miastach i życiu zwykłych ludzi. Sławę przyniosły mu dwie książki: Niagara z 2006 r. oraz Sleeping by the Mississippi z 2008 r.
W obydwu publikacjach opisuje życie ludzi - senne, tajemnicze i trochę poza czasem. Przeplata portrety kadrami z moteli, wodospadami, czy zamglonymi krajobrazami, buduje niejasność i atmosferę jakby wyjętą z filmów Davida Lyncha.
Mimo kwalifikowania jego prac w obrębie fotografii dokumentalnej, dość wyraźnie akcentowane jest jednak to, że są ustawiane, wykreowane, wymyślone. Zapewne wpływ na to ma sam aparat, jakim się posługuje, ponieważ jest to kamera o formacie 8 x10 cala. Trudno przy pomocy takiego sprzętu zrobić dynamiczne czy spontaniczne kadry.
Trzeba na początku ustawić ostrość i skomponować obraz na ciemnej matówce, potem zamknąć obiektyw, poprawić w obiektywie czas i przysłonę, naciągnąć migawkę, założyć kasetę z filmem ciętym, wyciągnąć szyberek z kasety, wziąć wężyk w dłoń i zrobić zdjęcie. Trwa to bardzo długo. Lecz te wady są też zaletami, jego dzieła są przez to inne, bezpośrednie, wyczekane, precyzyjne. Styl rejestrowania świata zewnętrznego amerykańskiego fotografa znalazł wielu naśladowców.
Postawa bycia jednocześnie subiektywnym i obiektywnym, na zewnątrz i wewnątrz tematu, widzialnym i niewidzialnym jako fotograf, cichym i potężnym - okazała się bardzo atrakcyjna.
Wystawy i książki przysporzyły mu olbrzymiej popularności, a stosowana konwencja dokumentu, będąca raczej autorskim wyszukiwaniem tematów, dała odwagę epigonom. I nie tylko część wizualna, często budowana według schematu (np. portret, postać zawsze w centrum kadru, z przedmiotami w dłoniach, tak by dopełnić opis), ale głównie przyzwolenie na opowiadanie o tym, co dookoła, łatwo dekodowalna narracja - spowodowały silną konwencjonalizację.
Alec Soth należy do artystów, którzy ciągle poszukują, sprawdzają nowe formy wyrazu w obrębie gatunku, jakim się posługują. Kiedy w 2015 r. opublikował swój album Songbook w wydawnictwie MACK, zaskoczył wszystkich.
Nie były to już zdjęcia o niebywałej rozdzielczości, klasycznie zakomponowane, o doskonale użytej palecie barwnej. Pozycja ta zawiera tylko czarno-białe fotografie, o proporcjach klatki z aparatu 35 mm. Na większości widać wykorzystanie lampy błyskowej, tak by niedoświetlony obraz wypełnić miejscowo światłem.
Pomysł na Songbook był dość prosty; jak przyznał w jednym z wywiadów - zauważył, że amerykańskie społeczeństwo jest smutne i postanowił to sprawdzić. Wrócił do swoich korzeni fotograficznych i zaczął pracować nad materiałem tak, jak kiedyś realizowano tematy dla prasy. Pomiędzy rokiem 2012 i 2014 podróżował od północy stanu Nowy York do Doliny Krzemowej. Wydawał w tym czasie swoją gazetę LBM Dispatch, gdzie prezentował efekty pracy.
Uczęszczał na setki towarzyskich spotkań, imprez tanecznych, festiwali i lokalnych uroczystości w poszukiwaniu ludzkich interakcji w dobie wirtualnych sieci społecznych. Zainspirowany surrealistycznym albumem Larrego Sultana i Mike Mandela z 1977 r. oraz agresywnym sposobem obrazowania Weegeego, sięgnął po sprawdzone formuły.
W konsekwencji mamy do czynienia z książką w założeniu opowiadającą o wyobcowaniu społeczeństwa doby Internetu, estetycznie jednak nawiązującą do fotografii z lat 60., wszystkie obrazy wyglądają tak, jakby zostały zrobione w przeszłości.
Nie da się nie zauważyć komizmu i czarnego humoru, jaki towarzyszy wielu zdjęciom (napis na niebie będący efektem samolotowej smugi kondensacyjnej układa się w imię Jesus, a w dole mężczyzna znika w drzwiach motelu) i elementów absurdu, wykorzystanych w Songbook.
Świat wykreowany w tym albumie jest oniryczny i niejednoznaczny, może zachwycać, lecz może też być odczytywany jako przejaw zręczności w żonglowaniu konwencjami. Otwartym pozostaje pytanie, czy jego autorowi udało się dowiedzieć czegoś o samotności Amerykanów.