World Press Photo 2015. Co z tym regulaminem? Antoni Żółciak
Z roku na rok jurorzy World Press Photo zaostrzają regulamin. Już w 2008 r. pojawiły się pierwsze zamysły, które zrealizowano w roku 2009. Wtedy właśnie organizacja jednomyślnie zadecydowała o obowiązku udostępniania nienaruszonych plików źródłowych w przypadku wątpliwości co do autentyczności prac.
Kolejnym krokiem - jeszcze bardziej rygorystycznym - okazała się zmiana w regulaminie po burzliwej dyskusji wywołanej zwycięskim zdjęciem z roku 2013. Pierwszą nagrodę zdobył wówczas Paul Hansen. Przedstawił kadr smutny i przerażający, choć ewidentnie upiększany w programach graficznych; koniec końców okazało się, że jedynie solidnie zmodyfikował poziomy i tonowanie. Pewien niesmak jednak pozostał, i to obustronny, bo ucierpiał na nim zarówno Hansen, jak i prestiż World Press Photo.
"Stworzyliśmy nowy regulamin, z bardziej przejrzystymi zasadami, zmieniliśmy też procedury oceny w trakcie prac jury", czytaliśmy wówczas w oficjalnym oświadczeniu organizacji, starającej się ostatecznie rozprawić z zamieszaniem. Po kilku miesiącach poznaliśmy wreszcie przepisy obowiązujące do dzisiaj.
Stwierdzeniem "oczekujemy, że zawodowi reporterzy uszanują zasady dziennikarskiej etyki i nie będą ingerować w fotografie przez modyfikowanie ich zawartości" potwierdzono poważne zamiary. World Press Photo postanowiło zaangażować ekspertów, którzy jednoznacznie mogą określić, czy obraz został poddany nieregulaminowym zmianom. Sam protokół został zresztą zacieśniony do granic możliwości - a przynajmniej tak się wówczas wydawało. Każdy, kto przechodzi przez początkowy etap, musi dostarczyć plik RAW lub oryginał w innym formacie. Panel specjalistów będzie wtedy w stanie porównać pliki i podjąć decyzję.
Ale - wracając do meritum - ludzie są tylko ludźmi, a już zwłaszcza ludzie fotografujący, ci, którzy bez przerwy dążą do estetycznego ideału. "Niektórzy nie potrafią oprzeć się pokusie >>dopieszczania<< swoich dzieł poprzez usuwanie z nich szczegółów bądź przez zbyt intensywną pracę nad poziomami, doprowadzającą do zmian tekstury", tłumaczy wysoki odsetek odrzuceń Lars Boering, dyrektor World Press Photo. "Jurorzy byli zaskoczeni i zawiedzeni tym, jak wiele z tegorocznych kadrów musieli wykluczyć z dalszej rywalizacji".
Z World Press Photo 2015 wycofano aż 20 proc. finałowych zdjęć, o 12 proc. więcej, niż w roku minionym. Część z nich odpadła zapewne przez zmiany tak delikatne, że zauważalne wyłącznie dla samego autora. Szkoda. Nie ma nic smutniejszego, niż dobre zdjęcie, którego nie można zobaczyć - i tutaj nie jest to podane w podobnie romantycznej oprawie, jaką serwuje nam Will Steacy w zbiorze esejów "Photographs Not Taken".
Czy faktycznie jest to temat do dyskusji? Trudno jest zakładać złą wolę u twórców zgłaszających swoje prace; to raczej kwestia nieznajomości regulaminu lub niewłaściwego doprecyzowania poszczególnych ustępów. Przykład działania celowego zaserwował nam przecież pięć lat temu Jose Luis Rodriguez, zdyskwalifikowany zwycięzca Environnement Wildlife Photographer of the Year 2010 - Hiszpan nie dokonał może alteracji graficznej, ale zadziałał w zupełnej sprzeczności z ideą całego przedsięwzięcia wykorzystując tresowanego wilka. Dobitnie więc widać, że World Press Photo nie jest jedynym konkursem, w którym dochodzi do nadużyć.
Pozostaje natomiast problem regulaminu przygotowanego przez holenderską organizację. W punkcie 12. przeczytamy o "zakazie zmian ingerujących w zawartość obrazu" i "przeprowadzaniu retuszu zgodnego z branżowymi normami". Zastrzeżono jednak, że ostatecznym wyznacznikiem przekroczenia owych norm będzie właśnie gremium jurorskie. W punktach kolejnych, od 13-tego do 15-tego, znajdziemy wzmianki o nieprzyjmowaniu fotografii z ramkami, efektami graficznymi, dodanym tłem czy kolaży. Wniosek? Postprodukcję przeprowadzamy w oparciu o zdrowy rozsądek. Czy to nie za mało, zważywszy na najwyższą na świecie rangę i prestiż całego przedsięwzięcia? Czy nie powinno się wyszczególnić konkretnych działań, jakie autor może przeprowadzić?
Na te - i prawdopodobnie całą gamę kolejnych pytań - World Press Photo zamierza odpowiadać w przeciągu kolejnych miesięcy. Stowarzyszenie chce nawiązać dialog z potencjalnymi uczestnikami konkursu celem ustalenia wspólnego gruntu i stworzenia jednolitych standardów edycji fotografii prasowej. Już w listopadzie tamtego roku dr David Campbell przygotował na zlecenie WPP potężny raport dotyczący "integralności fotografii", którego streszczenie można zamknąć w jednym cytacie: "zmiany zawartości zdjęcia są zabronione, a postprodukcja powinna być raczej delikatna, nie ekstremalna. Oczywiście pozostawia to spore pole do interpretacji, natomiast na tych dwóch elementach powinniśmy oprzeć nasze dążenia", podsumowuje Campbell.