Olympus OM-D E-M5 II [pierwsze wrażenia] Krzysztof Mularczyk
Zaprezentowany w lutym 2012 roku Olympus E-M5 był pierwszym bezlusterkowcem z serii OMD. Niewielki wytrzymały korpus, ergonomiczna obudowa, czytelny wizjer, dotykowy i odchylany ekran, szybki autofokus i znakomita jakość obrazu sprawiły, że nowy maluch od razu zyskał rzeszę fanów. Półtora roku później na rynek wszedł bardziej zaawansowany, profesjonalny E-M1, a na początku 2014 roku konsumencka wersja OM-D, czyli E-M10. Choć E-M5 starzeje się wolno i nadal może konkurować z najnowszymi modelami bezlusterkowców innych firm, po trzech latach obecności na rynku zasługuje na spokojną emeryturę. Jego miejsce zajmuje teraz Olympus E-M5 Mark II.
Przez krótką chwilę mieliśmy możliwość zapoznania się z przedprodukcyjną wersją nowego OM-D. Sprawdźcie jakie wrażenie zrobił na nas ten maluch!
Budowa i ergonomia
Druga generacja E-M5 opiera się na tym samym małym i lekkim korpusie stylizowanym na analogowe lustrzanki Olympus OM. W pełni uszczelniona, magnezowa obudowasprawia wrażenie niezwykle solidnej i wytrzymałej. Obecny korpus jest nieco cięższy od poprzednika (469 g), ale zachował podobne wymiary. Charakterystyczny, lekko podkreślony uchwyt z przodu zyskał głębsze wcięcie, zaś z tyłu wyprofilowanie na kciuk jest teraz pokryte mniej przyczepnym materiałem. Mimo tego nie odczuliśmy znaczących różnic w komforcie trzymania.
Duże zmiany objęły natomiast systematykę obsługi, której teraz, dzięki nowym rozwiązaniom, bliżej do zaawansowanego E-M1. Wzorem profesjonalnego OM-D, w E-M5 II pojawiło się koło trybów z wciskaną blokadą. Dwa odświeżone przez projektantów pokrętła sterujące pozwalają na szybką zmianę parametrów, a ponadto na korpusie mamy aż 5 przycisków funkcyjnych (np. jeden pojawił się przy bagnecie) i znaną z E-M1 dźwignię 2x2, która pozwala przełączać się między parami ustawień. Po spersonalizowaniu aparatu, możemy naprawdę szybko nim sterować, choć w porównaniu do poprzednika, obecne przyciski mniej wystają, a przez to obsługa w rękawiczkach jest trochę trudniejsza.
Warto także wspomnieć, że na korpusie pojawiło się złącze synchro (takie jak w E-M1) do podłączenia np. lamp studyjnych. Niestety nakręcana zaślepka to mało praktyczne rozwiązanie. Zniknęło natomiast elektroniczne złącze przy gorącej stopce. W zestawie z aparatem otrzymamy natomiast nową poręczną lampę błyskową FL-LM3, która jest uszczelniona i ma w pełni ruchomą głowicę. Bez problemu odbijemy zatem światło od ściany i sufitu. Na coś takiego długo czekaliśmy. Brawo!
Funkcje i możliwości
Niespodzianką jest przebudowane mocowanie wyświetlacza, W nowej „piątce” ekran jest w pełni obrotowy dzięki bocznemu zawiasowi. Teraz wygodnie kadrować możemy w każdej sytuacji także w pionie! Ekran ma lepszą rozdzielczość (1,04 Mp) i jest oczywiście dotykowy. Po złożeniu nie licuje się dokładnie ze ścianką korpusu, ale nie wpływa to specjalnie na gorszy wygląd. Mamy jedynie obawy co do słabej jasności wyświetlacza, ale do pełnej oceny wstrzymamy się testując finalny egzemplarz aparatu.
E-M5 II zyskał też dużo lepszy wizjer. Nie mogliśmy porównać bezpośrednio, ale wygląda na to, że to ten sam znakomity elektroniczny czujnik, co w zaawansowanym E-M1. Ma wysoką rozdzielczość 2,4 Mp, powiększenie bliskie 1,5x i odległość oczną równą 21 mm. Kadrowanie w nim to czysta przyjemność!
Nowy OM-D jest także szybszy. Procesor TruePic VII przyspieszył tryb seryjny z 9 do 10 kl./s, oraz tryb filmowy Full HD z 30 do 60 kl./s. Pod względem możliwości wideo E-M5 II przewyższył więc E-M1.
Bardziej skuteczny jest także autofokus. Prawdopodobnie zaczerpnięty z modelu E-M1, opiera się na ponad dwukrotnie większej liczbie pól (81 punktów AF) niż u poprzednika. Ostrość ustawiana jest niemal błyskawicznie, także w pomieszczeniach i słabszych warunkach oświetleniowych. System znakomicie spisuje się również w połączeniu z funkcją dotykowego wskazania na wyświetlaczu punktu AF i wyzwolenia migawki.
W aparacie znajdziemy oczywiście wiele funkcji i możliwości, takich jak znakomite cyfrowe filtry, funkcja HDR, regulację krzywej kontrastu, tryb Live Bulb. Jest też wbudowany moduł Wi-Fi do bezprzewodowego łącznia aparatu z urządzeniami mobilnymi.
Matryca i jakość zdjęć
Tak jak pozostałe modele OM-D, Olympus E-M5 II opiera się na 16-megapikselowej matrycy Live MOS oferującej natywny zakres ISO 200-25600 oraz programowe ISO 100. Warto także zaznaczyć, że E-M5 II został wyposażony w mechaniczną mechaniczną migawkę o krótkim czasie 1/8000 s i elektroniczną do 1/16000 s. Matryca jest ponadto stabilizowana w 5 osiach oferując, według producenta, skuteczność aż 5 EV. Elektryzującą nowością jest także funkcja Composite still shot. Dzięki mikroprzesunięciom sensora między kolejnymi ujęciami i połączeniu ośmiu ekspozycji w jedno zdjęcie, E-M5 II może stworzyć zdjęcie nieruchomego tematu o rozdzielczości 40 Mp. Niestety funkcja ta nie działała w przedprodukcyjnym modelu, którym fotografowaliśmy. Na pewno ocenimy ją testując finalny aparat.
Postanowiliśmy wstępnie ocenić jakość zdjęć. Wszystko wskazuje na to, że poziom szumu nie będzie wyższy niż w E-M1. Patrząc na poniższą scenkę widać, że do ISO 3200 zdjęcia JPEG (przy wyłączonej redukcji szumu) są czyste i pełne szczegółów, przy ISO 6400 pojawia się delikatny szum, przy ISO 12 800 zauważymy już wyraźną degradację detali, która pogłębia się znacznie na najwyższym ISO 25 600. Na szczęście na wysokich czułościach obraz nie traci na kolorystyce.
Podsumowanie
Olympus OMD E-M5 II pojawi się w sprzedaży w drugiej połowie lutego 2015 roku w cenie 4790 zł za korpus. W zestawie z obiektywem M.Zuiko 12-50 mm f/3,5-6,3 ma kosztować 5690 zł, a z uniwersalnym M.Zuiko ED 14-150 mm f/4-5,6 II - 6590 zł.
Aparat wydaje się nie mieć słabych punktów. Po starej "piątce" pozostał tylko stylistyczny zarys wytrzymałego korpusu, a wszystkie istotne układy i rozwiązania zostały uaktualnione. Nowy E-M5 jest znakomicie wykonany i uszczelniony, a przy tym poręczny i stosunkowo lekki. Oferuje znakomita ergonomię, mnóstwo programowych przycisków i wiele przydatnych funkcji. Kusi świetnym wizjerem, dotykowym, w pełni ruchomym wyświetlaczem i niezwykle szybkim autofokusem. Wszystko wskazuje na to, że jakość obrazu będzie oferował równie znakomitą. Naszą opinię wystawiamy jednak zaledwie po krótkiej sesji z aparatem przedprodukcyjnym. Na dokładną analizę i ocenę musimy zaczekać do pełnego testu.
.