Hasselblad z Księżyca sprzedany za milion dolarów Antoni Żółciak
Wiedeński dom aukcyjny WestLicht poinformował o wynikach niecodziennej aukcji, której głównym punktem był Hasselblad 500 EDC (Electronic Data Camera). Według oficjalnego opisu galerii mamy do czynienia ze sprzętem używanym przez Jamesa Irwina w trakcie Apollo 15, czyli 4. amerykańskiej misji załogowej na Księżyc.
Autentyczność rzeczonego aparatu poddawana jest jednak pod wątpliwość. Nie chodzi o to, że astronauci byli zmuszeni do pozostawienia większości sprzętu na powierzchni Księżyca (w tym też otrzymanych od NASA Hasselbladów), bo nie od dziś wiadomo, że zabierano ze sobą przeróżne pamiątki. Sprawa dotyczy pewnego wydarzenia sprzed dwóch lat, kiedy to rzekomo ten sam EDC trafił pod młotek w New Hampshire.
fot. WestLicht/RR Auction/CollectSPACE
Tamtejszy dom aukcyjny nawet słowem nie wspomniał o tym, że James Irwin miał wykorzystać go do zarejestrowania 299 zdjęć stąpając po Srebrnym Globie. Zacytowano natomiast wypowiedź jednego z fotografów NASA, który utrzymywał, że aparat najprawdopodobniej pozostał na orbicie okołoksiężycowej. Innymi słowy: na samym satelicie się nie znalazł.
Korpus nabyto wówczas za równowartość ok. 40 tys. dolarów; ta sama osoba wystawiła w tym roku Hasselblada na aukcję WestLicht, uzupełniając całość o inny obiektyw i kasetkę na film.
Wiedeńska organizacja utrzymuje jednak, że opis jest precyzyjny i prawdziwy, że ten model EDC faktycznie znalazł się w rękach Irwina.
"Numer seryjny szklanej płytki Reseau pokrywa się z tym, który widać na kadrach z Apollo 15. To 100-procentowy dowód autentyczności", tłumaczył przedstawiciel WestLicht.
To nie wystarczyło - jak czytamy na forach CollectSPACE, niezależny analityk nałożył na siebie każdą fotografię Irwina, eksponując różnice w położeniu siatki krzyżyków i numeru płytki... ale to również nie jest dostatecznym dowodem na podważenie pochodzenia obiektu aukcji. Płytka mogła przecież ulec uszkodzeniu i zostać wymieniona jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku.
Obecnie historia Hasselblada pozostaje niewyjaśniona. Po pierwsze, wygląda na to, że mamy do czynienia ze sprzętem niekompletnym lub takim, przy którym pewną grupę elementów wymieniono. Po drugie, w dalszym ciągu nie wiadomo, czy którakolwiek z tych części faktycznie "była" na powierzchni Księżyca.
Jeśli natomiast któryś z naszych Czytelników zamierza się upewniać na własną rękę - aparat trafi do prywatnego muzeum Terukazu Fujisawy, nowego właściciela, założyciela sieci sklepów Yodobashi Camera.