Frieke Janssens - kontrowersyjna fotografia reklamowa [wideo] Olga Drenda
PROfil |
Frieke Janssens
|
Na co dzień zajmujesz się fotografią reklamową, dlatego chciałam na początku zapytać Cię o pracę przy kampaniach. Wiem, że agencje reklamowe i klienci mają z reguły dość ścisłe wymagania, ale mimo to udaje Ci się przemycić sporo własnych kreatywnych pomysłów...
Zazwyczaj zgłaszają się do mnie klienci, którzy kojarzą moje prace i lubią mój styl. Z pewnością muszę zawsze trochę powalczyć o swoje, bo działy kreacji lubią mieć czasem pełną kontrolę nad sytuacją.
Najlepiej pracowało mi się oczywiście przy tych kampaniach, przy których miałam dobry kontakt z dyrektorem artystycznym i dawał mi dużo wolności.
Którą kampanię wspominasz najlepiej?
Na pewno pracę dla Vlaams Energie Agentschap, przy kampanii edukacyjnej promującej oszczędzanie energii. Zrobiłam trzy portrety ludzi, którzy na różne dziwne sposoby starają się ogrzać. Jeden z nich przedstawiał mężczyznę z kotem na głowie. Bardzo podobało mi się, że mogłam pozwolić sobie przy tym zleceniu na realizację wszystkiego, co mi wpadło do głowy - opowiedziałam o moich pomysłach agencji i dostałam wolną rękę.
Utrzymać kota na głowie pewnie nie było łatwo!
Dlatego zrobiłam tylko kilka ujęć. Nie było tak trudno, ale nie obeszło się bez postprodukcji. Musiałam dodać ogon z innego zdjęcia. Ale kot, który siedział na głowie, był prawdziwy! To miał być portret amerykańskiego trapera z długą brodą i w czapce z szopa pracza. Nie chciałam korzystać z żadnych futer, zwłaszcza, że chwilę wcześniej pracowałam przy kampanii społecznej na rzecz praw zwierząt z udziałem Jeana Claude'a Van Damme'a. Na plakacie trzymał martwą norkę, którą oczywiście dodaliśmy w postprodukcji - żadne zwierzęta nie ucierpiały na planie. Przyszło mi do głowy, że zamiast futrzanej czapki, mogę posadzić komuś na głowie żywego kota. Przy okazji pomogło mi to stworzyć coś niebanalnego.
W 2009 roku pracowałaś z agencją DDB Warsaw przy plakacie na dwudziestolecie wolnych wyborów w Polsce - to była nowa wersja słynnego plakatu "W samo południe".
Bardzo dobrze to wspominam. To było zlecenie dla miasta Warszawy. Marcin Mroszczak, dyrektor kreatywny DDB, zaprosił mnie do udziału w tej kampanii i przygotowania własnej wersji tego słynnego zdjęcia. Wydaje się, że rok 1989 był całkiem niedawno, ale przyznaję, że musiałam trochę przeszukać zasoby swojej pamięci.
Z DDB pracowało mi się świetnie, pamiętam, że po zdjęciach poszłam z nimi na imprezę, bo tak przejęłam się pracą, że musieli mnie wziąć za kompletnego "nerda". Do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt. Kiedy zobaczyłam gotowy plakat (a miał 36 metrów!) na Pałacu Kultury, byłam bardzo dumna.
Twoje zdjęcia z dziećmi palącymi papierosy stały się bardzo popularne. Jakie właściwie masz podejście do palenia?
To nie miała być kampania przeciwko paleniu, nie miała też go bronić. Właściwie sama nie mam na ten temat zdania. Pomysł przyszedł mi do głowy, kiedy zobaczyłam na YouTube film o dziecku z Indonezji, które pali jednego papierosa za drugim. Bardzo zaskakujący widok, inny od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni - w zasadzie w Europie palenie to czynność zarezerwowana dla dorosłych.
Krążyły opinie, że to kampania przeciwko paleniu.
To dlatego, że przypadkiem w czasie, kiedy moje zdjęcia pojawiły się w galerii, w Belgii akurat wprowadzono zakaz palenia w barach. Dużo mówiło się na ten temat, pojawiały się opinie, że rząd traktuje palaczy jak dzieci i ogranicza im wolność. A ja myślałam raczej o naszym stosunku do przeszłości, o nostalgii. Palenie to dobry przykład tego, jak zmieniają się nasze obyczaje. Miałam w głowie świat, który znamy z serialu "Mad Men" - wszyscy tam palą, w samolocie, przy jedzeniu. Zaczęłam zastanawiać się, jak będzie w takim razie wyglądać przyszłość. Palenie to temat, który wywołuje sprzeczne zachowania. Zabraniamy go, a jednocześnie nas pociąga, bo ma klimat retro.
Może dlatego, że prawie wszędzie wprowadzono zakaz palenia, wydaje się bardziej stylowe.
O to też mi chodziło. Wiele osób na widok tych zdjęć mówiło: "wow, świetne", a po chwili dodawali: "ale to przecież są dzieci!". Ich reakcje były zupełnie skrajne. Pewnie w takich krajach, jak Indonezja moje zdjęcia nie byłyby tak zaskakujące, bo panuje tam inne podejście do palenia.
Gesty palaczy mogą być stylowe, ale w czynności palenia jest też coś brzydkiego i myślę, że dzieci dobrze to pokazały. Chciałam osiągnąć surrealistyczny efekt, bo humor i efekt zaskoczenia są dla mnie bardzo ważne w fotografii. Im dłużej pracuję, tym mniej spotyka mnie niespodzianek, a tym razem akurat się udało.
Dzieciakom pewnie podobało się na planie.
Tak, dzieci lubią udawać dorosłych. Oczywiście papierosy nie są prawdziwe, zrobiłam je z sera i kredy (śmiech). Dym jest z kadzidełek. Na planie nie chodziło o to, żeby dzieci udawały palaczy, tylko żeby zrobiły parę min, przebrały się w poważne ciuchy, poudawały starszych.
W Twoim projekcie fotograficznym "Intoxicated" portretowałaś z kolei ludzi pod wpływem alkoholu. Wyglądają bardzo autentycznie. Jaka była ich reakcja na takie szczere portrety?
Przyznaję, że nie rozmawiałam z nimi zbyt wiele na ten temat. Ale myślę, że udało mi się złapać jednocześnie to, jak pięknie i brzydko wyglądali. Człowiek po wypiciu alkoholu nie wygląda dobrze, ma czerwone oczy i tak dalej - ale chciałam pokazać, że nawet w takich warunkach można zrobić komuś piękne zdjęcie.
Wiem, że na planie atmosfera była luźniejsza niż zwykle.
To dlatego, że zazwyczaj wszyscy chcą mieć pracę jak najszybciej za sobą, po zdjęciach natychmiast pakują rzeczy i uciekają do domu. Tym razem wszyscy byli na luzie, bo tak mieli wyglądać, i nigdzie się nie spieszyli. Była ładna pogoda, więc zaprosiłam moich modeli na zdjęcia w ogrodzie przed moim domem i przygotowałam im mojito. Trochę nieoczekiwanie zdjęcia zamieniły się w imprezę, po sesji znalazłam jedno zaginione mojito w mojej skrzynce pocztowej (śmiech).
W torbie fotografa |
"Najczęściej używam średnioformatowego aparatu Mamiya RZ, z szerokokątnymi obiektywami. Niezbędne zazwyczaj okazują się też statyw i różnego rodzaju akcesoria Cambo. Do pracy z błyskiem najchętniej wybieram lampy studyjne Broncolor". |
Czy model po mojito jest trudniejszy do sfotografowania?
Tak, wszyscy się strasznie wiercili. Zależało mi, żeby uchwycić jak najwięcej różnych wyrazów twarzy, ale oni po prostu nie mogli usiedzieć w miejscu.
Skąd bierzesz pomysły na swoje osobiste projekty fotograficzne?
Zwykle jest tak, że zauważam albo słyszę coś interesującego. Stąd bierze się pomysł, który stopniowo rośnie w mojej głowie. Kiedy zaczynam robić zdjęcia, wszystkie kompozycje są już praktycznie gotowe w mojej wyobraźni, bardzo dokładnie wiem, co chcę osiągnąć. Czasem nazywam to "metodą odtwarzania wyobraźni". Przygotowania do sesji zabierają najwięcej czasu, reszta to drobiazg.
Belgia jest znana ze świetnych projektantów mody. Nie myślałaś o tym, żeby pójść w tę stronę ze swoją fotografią?
Mam za sobą kilka projektów związanych z modą, ale nie byłam z nich szczególnie zadowolona. To nie znaczy, że nie wrócę do tego, chciałabym więcej pracować przy takich zleceniach.