Szum opon i świerszczy cykanie Jacek Gąsiorowski
Lubię ten stan. Gdy wszystko jest w środku. Lato jest w środku. Zboże znika z pól. Słońce jest w zenicie. Plecak ze światła promieniami prawie pełny. Świat się wypełnia niczym spichlerz. Podróżuję, wstaję ze świtem i wsiadam w samochód, gnając przed siebie. Myślę, układam emocje w pełne zdania i chwytam je w szczerym polu aby zrobić im zdjęcie. Podróżuję sam, chętnie zatrzymując się na chwilę, aby kogoś poznać, porozmawiać i przytulić w braterskim uścisku. Wówczas proponuję zdjęcia, ludziom portrety, a krajobrazowi plener, ludzie często mówią nie, krajobraz nigdy. Jestem mu za to wdzięczny. Kiedyś krępowałem się i bałem fotografować ludzi, ale to on – krajobraz, nauczył mnie odwagi. Polecam ten proces. Sam przeszedłem od samotnej fotografii krajobrazu do portretu Kobiety, która widziała prawie wszystkie krajobrazy świata [przyp. red. mowa o Beacie Pawlikowskiej].
Zapachy. Te przychodzą niespodziewanie z intensywnością wodospadu. Za nimi idą fale wspomnień wakacji na wsi, żniw, słońca, jabłek, mleka prosto od krowy i odkrywania małych tajemnic. Nozdrza falują i drgają w zmysłowym transie, aparat lepiej leży w dłoni. Niespiesznie naświetlam kolejną klatkę. Obrazy. Zachwycają, porywają i onieśmielają. Wzrok gubi się od własnych pragnień. Rejestruje świat oczami mijanych ludzi. Patrzę na krajobraz i przyrodę z apetytem. Moje pragnienia wirują wokół niczym motyle. Rozglądam się i przykuwam wzrok do piękna. Pochylam się nad brudu i chaosu smutkiem, staram się go zrozumieć i wyciągam aparat, aby zdjęciem go ozdobić.
Dźwięki. Szum fal, wiatru, opon samochodu w kolejnej trasie do pokonania. Cudowny huk silników samolotu rozpoczynającego start po kołowaniu na pasie. Trzask migawki jak kolejny przystanek w podróży. Muzyka w samochodowym radiu nie daje zasnąć w trasie, a myśli uwolnione hipnotyczną, jednostajną czynnością robią swoją powinność i tworzą swoje wirtualne światy.
Dotyk. Rąk na kierownicy, na aparacie fotograficznym, na drugiej dłoni. Na piasku plaży i trawie. Na łące i pościeli. Wiatr we włosach, w nozdrzach zatykający. Walizka i plecak z paskiem w ramię wpinającym. Uwierający korpus aparatu.
Podróż. Po zdjęcia, wspomnienia, zapachy, obrazy, dźwięki i dotyk. Każda twórczość, w tym fotograficzna – to podróż. Wy, którzy wybraliście fotografię – nie stójcie, czekając na stopa czy ekspres.
Dystans. Jak najdłuższy, gdy chodzi o podróż, jak największy, jeśli chodzi o podejście do życia. Podróżowanie rodzi tę piękną umiejętność patrzenia na życie lekko, ale rozsądnie. Mądrze i z umiarem ale odważnie. Biorąc do ręki aparat fotograficzny, podróżujemy mocniej. Ruszcie w swoją drogę o własnych siłach i nogach, a po drodze zatopcie się w miarowym odliczaniu kroków, co rusz unosząc głowę, aby zrobić zdjęcie. Jesteśmy nomadami usidlonymi miejską cywilizacją. Po to nam aparaty, obiektywy i klisze, aby znów znaleźć się w świecie naszych przodków, myśliwych, zbieraczy i łowców. Ludzi żyjących w nieustannej podróży i nieznających pojęcia nuda i zniechęcenie ale polecam traktować obiektyw z umiarem, aby nie wystrzelać wszystkich pięknych portretów i fantastycznych krajobrazów niczym bizonów na prerii Nowego Świata. We krwi tlenu dość. Karty pamięci miarowo zerojedynkują. Biegniemy przez polany, szlaki i plażę wytrwale.