Policyjna katastrofa Arnolda Odermatta Bownik
Arnold Odermatt pracował w kantonie Nidwalden w malowniczej Szwajcarii. Jego fotograficzna przygoda rozpoczęła się w 1948 r. i trwała do 1990 r., kiedy to przeszedł na emeryturę. Miał być piekarzem, jednak wstąpił do policji i z czasem awansował na stanowisko porucznika, potem szefa transportu policyjnego, aż w końcu na zastępcę głównego inspektora Rejonowej Policji Nidwalden.
Fotografowi zależało na tym, by przekonać przełożonych do nieważności i nieistotności jego fotograficznych pasji. Przyjeżdżając na miejsce policyjnego zgłoszenia, robił jedno ujęcie na potrzeby dokumentacji wypadku, a drugie dla siebie. Nikt z otoczenia policjanta-fotografa nie przeszkadzał ani nie zadawał żadnych pytań, dlatego jego zdjęcia przedstawiają bliskość katastroficznych zdarzeń, jak żadne inne w tamtych czasach.
Naturalne otoczenie wsi, w której pracował, wypełnione było niezwykłymi jeziorami i górami, do 1976 r. Nidwalden była niemalże odizolowana od świata. Budowa tunelu i mostu przyczyniła się do otwarcia się na zewnątrz tej miejscowości. W pewnym sensie, fotografie Arnolda Odermattasą dokumentacją jej powolnego wejścia w nowoczesność. Wielkie zbiory fotografa odkrył jego syn, filmowiec, Urs. Na początku 1990 r., natrafił w domu rodzinnym na duże ilości nieopisanych i nieznanych mu skrzyń.
Archiwum ojca pogrupował i opisał. Pojawiły się liczne publikacje, jednak światową sławę policyjnemu fotografowi przyniósł udział w 49 Biennale w Wenecji. W 2001 r. kurator Harald Szeemann wyróżnił prace z karamboli na biennale, a od tamtej pory policjant-fotograf stał się sławnym policjantem-fotografem.
W 2003 r. prestiżowe niemieckie wydawnictwo Steidl zaprezentowało w swoim katalogu zbiór fotografii Arnolda Odermatta. Tekst do książki napisał jego syn Urs, który opracował w formie książkowej jedną z klasyfikacji zbioru ojca: karambole na drogach. Książka Karambole stała się sensacją wydawniczą. Gęsto zadrukowana fotografiami, prezentująca aż 410 ujęć, odkrywa skrytą pasję fotografa.
To, co zwraca uwagę, to brak epatowania tragedią. Arnold Odermatt wkomponowuje roztrzaskane, wiszące, przewrócone pojazdy w piękny krajobraz szwajcarskiej wsi. Stylowe samochody stają się częścią momentów decydujących, jakie wyczekał on, obserwując krajobraz. Zdjęciom bliżej jest do spojrzenia amerykańskiego pioniera fotografii krajobrazowej Ansela Adamsa, niż brutalnej i agresywnej rejestracji turpistycznego życia, jaką posługiwał się Weegee.
Szwajcarski policjant, oprócz szerokich planów, często uwieczniał na zbliżeniu zdeformowane samochody. Tu także jego praca nie przypomina rejestracji do akt policyjnych; wrażliwość na formę, dostrzeganie abstrakcji staje się pierwszoplanowym tematem zdjęć.
Szwajcar wypełniał swoją zawodową funkcję, stosując zasady obiektywnej rejestracji kryminalnej – kąt widzenia obiektywu zbliżony do ludzkiego oka, nieskomplikowana perspektywa, lampa błyskowa jako narzędzie do redukcji subiektywnej atmosfery. Jednak kiedy bliżej przeanalizujemy setki zdjęć z książki Karambole, to jego styl okazuje się balansowaniem między obiektywnym warsztatem fotografa policyjnego a uwrażliwieniem na formę i światło naturalne artysty. Chłód i logika kontrastuje z poetycką wrażliwością. Może rację miał Owidiusz – uważając, że poznanie to rozpad spoistości świata. Arnold Odermatt, za pomocą obrazów karamboli, traktuje rozpad jako element naturalnej całości.