Viki Kollerova - artystyczne akty w czerni i bieli Antoni Żółciak
Zdjęcia robi od ośmiu lat. "Wtedy wykonałam pierwsze fotografie, które mogę zaliczyć do bieżącej pracy. Zaczęłam dość późno. Miałam 20-kilka lat, kiedy stałam się właścicielką swojego pierwszego aparatu", mówi Viki. Obecnie fotografuje Canonem EOS 5D Mark III, Nikonem FE2 i Mamiyą 645. "Ta ostatnia się akurat zepsuła", tłumaczy i dodaje: "Ale to nie sprzęt jest najważniejszy. To nie jest tak, jak z wyścigami samochodowymi, co zresztą nie wszyscy rozumieją". Viki zaznacza natomiast, że obecnie najbardziej brakuje jej aparatu wielkoformatowego.
Pytana o postprodukcję, mówi o ciągle zmieniającym się, ewoluującym procesie. "Nad edycją nie spędzam wiele czasu. Uczę się za to akceptować własne umiejętności i ich granice. Dostosowuję się do moich aktualnych możliwości, jak i okoliczności, w jakich przyszło mi fotografować", tłumaczy i dodaje: "Ewoluuje zresztą nie tylko moje podejście do obróbki graficznej, ale również sam stosunek do fotografii". Viki wspomina tu o swoich ulubionych zdjęciach. "Kadr, który kiedyś kochałam, może z upływem lat popaść w kompletną niełaskę. Lubię natomiast poniższe zdjęcie. I to wyżej".
Z prawej: zdjęcie, które zostało wzięte za kadr Helmuta Newtona
Fot. Viki Kollerova
Z działalnością Viktorii wiąże się też słodko-gorzka historia. Jakiś czas temu, redaktor naczelna Vogue Paris pomyliła akty Słowaczki z dziełami Helmuta Newtona. "Mój autoportret trafił na Instagrama naczelnej Vogue, przez co praktycznie cały Internet zaczął ten obraz tak postrzegać - jako twórczość, która wyszła właśnie spod ręki Newtona", zaznacza Viktoria. "Wszelkie moje tłumaczenia były bezsensowne. Nawet, kiedy pokazywałam całą serię wykonaną w podobnym stylu i miejscu, nie byłam w stanie przemówić opinii publicznej do rozsądku. Byłam oskarżana o kłamstwo - a przecież ktokolwiek, kto zna Newtona wie, że nigdy nie uwieczniłby kobiety bez butów na obcasie".