Jacek Ura [wywiad w DCP]
Masz bardzo unikalne podejście do portretu fotograficznego. Nie chodzi o identyfikację osoby ani o „ładne” wyglądanie...
Portret jest moją ulubioną "przestrzenią" w fotografii. Jest zarazem najbardziej wymagający. Przy czym szybko zaznaczę, że oddzielam grubą kreską popularną formę typu "beauty" – dominującą w kolorowych magazynach - od szczerego, intymnego spotkania z drugą osobą. Nie interesuje mnie podkreślanie atrakcyjności ani jarmarczny zestaw samoobrony, w tym m. in. mizdrzenie się, uwodzicielskie spojrzenia, przeładowane aranżacje. Trudno w tym znaleźć człowieka. Otrzymujemy raczej postać fantomową z uśmiechem gwarantowanym podwójną dawką prozaku. Szukam raczej realnego, mięsistego oblicza, a to stanowi trudność. Taka sytuacja wymaga obnażenia i to obopólnego.
Przy portrecie?!
Posłużę się komunałem: wszyscy tworzymy autokreacje. Zgrabnie balansujemy w więziennym dualizmie ładnie – nieładnie, atrakcyjnie – nieatrakcyjnie. Definiujemy siebie. Świadomie rezygnuję z tego aspektu lub go pomijam. Pozwalam swoim bohaterom i sobie na oddech. Przypomina to nieformalną umowę, dzięki której ludzie z szacunkiem i zaufaniem przyglądają się sobie nawzajem. Projekt zaczynam od wypisania kilku prostych skojarzeń, które wywołuje portretowana osoba. Tworzę luźne szkice scenografii, rodzaj oświetlenia, rysuję storyboardy. Wszystkie aspekty, dzięki którym wytrącam „modela” z komfortu i wciągam w eksperyment. Sesja zawsze ma swój dynamizm, nie kontroluję jej, tylko podsuwam bodźce.
Czy Twoi modele zawsze dobrze się czują w tych "przestrzeniach"?
Ludzie zachowują się cudownie. Paradoksalnie, wywoływanie niepewności – bo nie zdradzam szczegółów przed sesją – powoduje spontaniczność, entuzjazm, nieprzewidywalne zachowania. Ludzie się otwierają. Przypuszczam, że można mnie posądzić o ograniczanie modela lub dominację nad nim, w końcu istotą portretu jest czyjaś osobowość. Tylko że fotografia nie jest bierna ani niewinna. Wpływ jest nieunikniony: wybór aparatu, miejsca, rodzaj dialogu, wszystko buduje estetykę i emocje. Myślę, że uczciwy portret jest dobrą formą samopoznania, a nie samouwielbienia. Kiedy zapraszam gości, zawsze podkreślam, że to jest portret, a portretem nie schlebiam. To jest eksperyment i rodzaj teatru i ci ludzie się na to godzą.