Fotograf w podróży - wybieraj ze sceny to, co najatrakcyjniejsze Jacek Bonecki
W afrykańskiej wiosce jest wiele tematów do fotografowania. Dla kogoś, kto pierwszy raz gości na tym kontynencie - właściwie wszystko będzie egzotyczne i godne uwiecznienia. Dzieci z kolei to wdzięczny temat w każdym zakątku świata. Każdy z nas na widok słodkich oczek sięga po aparat, a karty pamięci zapełniają się bardzo szybko, często zdjęciami nijakimi, fotograficznie pustymi, zrobiony byle jak. Dla ich autorów mają one, co prawda, wartość sentymentalną, ale dla reszty są jedynie kolejnymi ujęciami mieszkańców Czarnego Lądu. Ja zawsze mówię, że mało jest w nich fotografii. Dlaczego? Bo dla mnie fotografia to światło i zawsze światła przy fotografowaniu szukam. Nie w sensie ilościowym, tylko jakościowym.
Przykładem niech będzie to zdjęcie. Do wioski zawitałem w porze kąpieli. Jak wiadomo, w Afryce przyrost naturalny jest dodatni, stad namoczonych maluchów było bez liku. Jednak do sportretowania wybrałem to jedno dziecko. Mały był myty akurat w takim miejscu, gdzie pomiędzy drzewami przebijały snopy zachodzącego słońca. Natychmiast dostrzegam, jak woda odbija światło. Intuicyjnie ustawiam się tak, by tych odbić i tego światła było jak najwięcej.
Kadruję ciaśniej, skupiając się na błyszczącej twarzy chłopca. Nie interesuje mnie wtedy kołek w nosie matki ani ekskluzywne, szczerbate uzębienie babci. Wybieram ze sceny to, co najatrakcyjniejsze. Od razu decyduję się na niski klucz. Przewaga czerni i ciemnych półtonów w kontrastowym świetle idealnie posłuży mi do takiego eksponowania.
Zakradam się z długim jasnym zoomem, żeby nie niszczyć intymności, wykorzystać małą głębię ostrości i właściwą perspektywę. Kadruję ciasno, dbając o detale w mocnych punktach sceny. W elektronicznym wizjerze obserwuję, jak zmienia się obraz wraz z korektą ekspozycji na minus 1, 1,5, 2 EV. Teraz już tylko czekam na odpowiedni moment, by odpalić migawkę. W postprodukcji pozostaje mi wyrównanie poziomów oraz konwersja do czerni i bieli.