W Nowym Roku będzie bieda Jacek Gąsiorowski
W Nowym Roku będzie bieda. Bieda dla tych, co w tym roku nie pojechali do Grecji. Nie na wakacje, ale by zarobić na wakacje. Tych, co nie mieli czasu ni pieniążków, by szybciutko pomknąć Autostradą Słońca, robić fotoreportaże z gorącego tematu uchodźców. Tegoroczny Marsz Niepodległości był wyjątkowo spokojny, nowa władza dała radę dorwać się do koryta, więc masy tępych osiłków, niczym bezmózgie orki, nie były już popychane w kierunku aktów agresji – w stopniu wyższym, niż ich nieokiełznana, naturalna skłonność do demolki.
Zdjęć palonej tęczy już nie będzie. Tęcza skapitulowała. Geje się pochowali, Euro 2012 – nieco przedłużająca się imprezka, która tak zamuliła umysły Lemingów – dobiega końca i uświadamia polsko-europejskiej młodzieży, że pora już na Francję. Tematy nośne. Usłużni głupcy, fotografowie łasi na wykąpanie w chrzcielnicy swego ego – nie znajdą już w Polsce mocnego materiału. Może jeszcze, choć rzutem na taśmę, uda się postawić krzyż przed Pałacem i znów uruchomić swe Instagramy i przywołać zgniłozielony klimat katastrofy smoleńskiej.
Nadchodzi trudny czas dla lokalnych reporterów, bo skoro Polska już odzyskała właściwy ster i kierunek, sprawy będą szły w dobrą stronę, geje i dzieci z in vitro pochowają się po domach, to cóż będzie focić? Przecież wszyscy wiemy, że ładne obrazki kojarzą się ze spotami z marnotrawionych pieniędzy, przysyłanych z Unii Europejskiej. Może to i dobre na time-lapsy, ale nie na dynamiczny, przykuwający oko reportaż. Przecież trochę czasu musi minąć, zanim ten kraj się odbuduje i będzie można pokazać nieco okazalsze, świeżo wyremontowane elewacje kościołów oraz gejów ohajtanych ze starymi pannami, pochowanymi po wsiach, dla wzmożenia osłabionego ostatnio, marnotrawionego potencjału reprodukcji. Uchodźcy też będą raczej nas omijać. Jeśli zdecydują się zajrzeć, to pewnie tylko zbaczając z autostrady, w poszukiwaniu Toy-Toy’a.
I cóż tu robić, coż te polityki z kraju nam uczyniły? Jak przyczynić się do zmian, jak polepszyć los obywatela? Wszystkie okazje już minęły. Nawet Putin zachował się nieelegancko, przerzucając swoje wojska do odległej Syrii. A przecież wiemy, że jadąc tam, możemy szybko z drwalo-seksualnego foto-hipstera – stać się prawdziwym dżihadystą. Nikt by tego nie chciał, od naszych mam począwszy, na świeżo uhonorowanym Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski abp. Hoserze skończywszy. I co tu robić? Ktoś w rodzinie, najlepiej dziecko, może ma jakąś szczególnie fotogeniczną, nieuleczalną przewlekłą chorobę? Można by założyć bloga i prowadzić immunoterapię, podtrzymując fejm swojego nazwiska. Jeśli nie, chociaż wedrzeć się na salony i focić nieśmiertelnym stemplem celebrytów. Może by tak zostać fotografem ślubnym? Tam przecież też stosunkowo łatwo o jakąś zadymę i zauważenie jakiejś polskiej wady, czy międzywujkowej niesnaski. Można świetnie zaformalizować jakąś Matkę Boską na pomarańczowej ścianie, wysyłając to cudne zdjęcie na prestiżowy konkurs. Dla jury z Chin, czy Japonii, będzie to równie egzotyczne, jak dla nas Birmańczyk z kilkoma klatkami kur na motorze.
Zamknąć oczy, dotknąć linii rzęs. Komunikować się szeptem ze sobą i najbliższymi. Nie stawać się trybunem przekazu. Odpuścić. Uspokoić świat i siebie. Wariaci niech zajmą się sami sobą.