Marek Ogień - inżynier lifestyle'u
PROfil |
Marek Ogień Rocznik 83, pochodzi z Bielska-Białej, aktualnie mieszka i pracuje w Warszawie. Specjalizuje się w fotografii sportowej i lifestylowej. Publikował w magazynach w Polsce i za granicą, min. w ESPN, Snowboarder Mag, Men’s Health, CKM, Method Mag, Surfmag. Współpracował z takimi markami jak K2 Snowboards, Bern Helmets, Airblaster, Burn Energy Drink, Red Bull, Extreme Channel, Aquafresh, Virgin Mobile, 4F, Pajak Sport, Colourwear, BMW i wiele innych. Lubi biegać, podróżować, spać pod namiotem. "Kocham góry, naturę, wierzę w dobrą karmę i bycie serdecznym dla innych. W momencie kiedy pojawił się w moich rękach aparat przeczytałem akurat ciekawą myśl - do what you love to do and let the life decide the rest - i z tym się utożsamiam". www.ogienphoto.com marekogien.tumblr.com |
Co było pierwsze - sport czy fotografia?
Najpierw był sport, zaczęło się od snowboardu i od deskorolki. Zawsze się interesowałem fotografią, śledziłem blogi, oglądałem sporo zdjęć w sieci. Ogromne wrażenie zrobił na mnie blog Barta Pogody, dziś myślę, że to on otworzył mi głowę. Na początku pożyczałem zwykłą cyfrówkę Kodaka od rodziców. Przez dwa lata bawiłem się zupełnie amatorsko, robiłem zdjęcia "przy okazji". Później był taki moment, kiedy wszyscy moi znajomi kolejno mieli kontuzje, stwierdziłem, że koniec z tym, nie chcę już jeździć. A spędzałem na desce nawet 100 dni w roku. Uznałem, że zamiast być na zdjęciach, może fajnie byłoby się znaleźć po drugiej stronie. Poleciałem do Stanów do pracy na studencką wizę, zasuwałem i w końcu kupiłem sprzęt! Wtedy jeszcze nie myślałem, że tak się to potoczy, po prostu chciałem robić zdjęcia.
Kim w takim razie miałeś zostać? Zanim, że tak powiem, fotografia pokrzyżowała Ci plany?
Studiowałem automatykę i robotykę, miałem wsparcie rodziców i zapewnioną pracę. Ojciec mówił mi "skończ tę szkołę, pójdziesz na kurs niemieckiego, będziesz znał trzy języki, ogarniesz wszystko". Miałem już nawet w połowie napisaną pracę, praktycznie skończone studia. Ale powiedziałem nie. Ja nie chcę tego robić. Stanąłem przed samym sobą, tak zupełnie szczerze. Wiedziałem, że nie byłem dobrym studentem, że to była jedna wielka ściema, że nie chcę być inżynierem, których jest już milion. Nie chcę być kolejnym.
Fotografów też jest milion, niełatwo się wyróżnić i przebić. Jak to było z Tobą?
Widocznie po prostu to czuję, skoro jestem w stanie z tego żyć i się utrzymywać. Nie uważam, że reprezentuję nie wiadomo jaki poziom, wciąż jestem głodny, chcę robić więcej lepszych rzeczy. Widzisz to albo nie. Po prostu.
Nie jest to też prosta technicznie fotografia.
Nie jest łatwa, ale nie chodzi nawet o kwestie techniczne. Najtrudniejsze jest ustawienie się w terenie. Żeby ustawić lampę, idziesz np. dwie godziny w puchu, musisz wrócić, ustawić drugą, i a to radiówka nie zadziała, a to się okaże, że lampy nie włączyłeś, i za każdym razem dymasz. Do tego musisz znaleźć sobie takie miejsce, żebyś miał fajny kadr i nie wydeptany śnieg, który podkreśla to, że wszystko dzieje się w jakimś dziewiczym terenie, a ty jesteś tylko obserwatorem. Logistycznie jest to trudne, a w wysokich górach dodatkowo pojawia się zagrożenie lawinowe, trzeba uważać.
Były jakieś groźne momenty?
Mieliśmy kilka niebezpiecznych sytuacji. Snowboardzistę Wojtka Pająka, mojego kumpla, ściągnęła kiedyś lawina. Zjechał praktycznie z boiskiem piłkarskim śniegu. Trawersował, podciął lawinę, zjechał z płytą śnieżną jakieś 300 metrów. Na szczęście, nic mu się nie stało, twarz miał nad śniegiem, oddychał. Ale przez moment było gorąco. To zostaje w głowie i wraca. Gdy stoisz na górze i masz zjechać na desce albo robić zdjęcia na stromych zboczach - myślisz o tym.
Jaką optyką fotografujesz najchętniej?
Nie ma zasady, w zależności od sytuacji - jest to tele, krótsza stałka 35, 50 mm albo rybie oko. Choć ten ostatni obiektyw akurat strasznie mi się już przejadł. Kochałem ten obiektyw, a dziś go nienawidzę. Oczywiście, na zleceniu wyjmę i ten, bo jest efekciarski, ale sam już go unikam. Kilka razy było już tak, że jechaliśmy na zdjęcia i okazywało się, że wszystkie zdjęcia zrobiłem "pięćdziesiątką". Może wydawać się to dziwne - snowboard, góry - standardem? A jakoś mi to pasowało.
A puszka?
Lubię duże aparaty, mam wysłużonego Nikona D3, korzystam też z D800 i D4. Nikon D3 to jest cegła, jednak nie do zarżnięcia - pada deszcz - mam to w nosie. Wilgoć, śnieg - nie muszę się o nic martwić. Uwielbiam to. Mam kłopot z posługiwaniem się małym aparatem. Na przykład zupełnie nie potrafię fotografować telefonem. Widzę ludzi, którzy robią świetne zdjęcia i im zazdroszczę, ja tego po prostu nie widzę, muszę patrzeć w wizjer.
Prześledziłem Twoje zdjęcia i to, jak Twój styl zmieniał się na przestrzeni lat. Zaczynałeś od typowej fotografii akcji, fotografii sportów deskowych. Teraz w Twoim portfolio można znaleźć znacznie więcej fotografii lifestylowej.
To prawda, odchodzę od tego, bo w tej dziedzinie osiągnąłem już chyba wszystko, co mogłem. Zaliczyłem kilka międzynarodowych kampanii, moje zdjęcia były publikowane w magazynach na całym świecie i to z amerykańskimi pro-snowboardzistami. Na naszym rynku pracowałem dla Burna, jeździliśmy z chłopakami przez trzy lata. Ale z tego na dłuższą metę nie da się żyć, nie są to pewne pieniądze. Tych zdjęć nie ma u nas gdzie publikować, snowboard jest w Polsce sportem bardzo niszowym.
A na lifestyle jest dzisiaj ssanie...
Fotografia lifestylowa to jest coś, co mi się mega podoba. Trochę poszerza moje zainteresowania, ale nadal kręci się wokół sportu. Tylko że nie jest to już tylko deska, lecz też rowery, bieganie. Generalnie - jest moda na aktywność fizyczną i rośnie zapotrzebowanie na ciekawe zdjęcia lifestylowe. Fotografów zajmujących się tą dziedziną jest nadal niewielu. Niewiele jest także wciąż zleceń, jednak rynek się rozwija, jest kilka polskich marek, które wzorują się na innych światowych markach i potrzebują zdjęć lifestylowych. Właśnie wróciłem z Norwegii, gdzie robiłem spory projekt dla znanej marki produkującej odzież sportową. To dla mnie wielki sukces, bo świadczy to o tym, że potrzebny jest taki fotograf jak ja. Jesienią pojawi się na billboardach. To była zupełnie profesjonalna produkcja - z prawdziwymi narciarzami, a nie modelami, którzy imitują sportowców.
Aktywnie prowadzisz swojego bloga, masz konto na Facebooku i Instagramie. Jak oceniasz rolę social mediów w swojej karierze?
Bloga założyłem w grudniu 2004 r. Ciągnąłem go przez 10 lat. Myślę, że tak naprawdę to on mnie wykreował. To, że żyję z tego, to jest w 100% zasługa tego bloga. Wtedy 900 wejść dziennie na bloga to było naprawdę dużo, zwłaszcza jak na tak niszowy temat. Dzięki temu poznałem wielu świetnych ludzi, dzięki temu wszystko zaczęło się kręcić - "weźmy Marka na zdjęcia, zadzwońmy do niego, robi super-foty". Teraz przeniosłem się na Tumblr, bo jest dużo lepszą platformą, zdjęcia mogą szybciej rozchodzić się po sieci, można je łatwo udostępniać na Facebooku. Podobnie Instagram. Uwielbiam Instagram, przeglądam go bez przerwy!
Twoje zdjęcia estetyką dobrze wpisują się też w te kanały.
Obserwuję to, co dzieje się na rynku. Mam kilku swoich ulubionych fotografów, którzy wyszli właśnie z fotografii sportów deskowych i w pewnym momencie zajęli się albo lifestylem, albo poszli w twardą fotografię reklamową, w rzemiosło studyjne i mocny retusz.
Też korzystasz z Photoshopa.
Ależ tak, by zdjęcia były nadal naturalne, by kolory były odwzorowane wiernie. Bawię się tymi suwakami, jednak nie chcę przekraczać pewnej granicy. By nie było to bardziej graficzne niż fotograficzne, wywołuję RAW i w Ps czyszczę tylko drobne niedoskonałości, jak ślady zabrudzeń na matrycy. Moja obróbka często kończy się na etapie edycji surowego RAW-a.
Twoje portfolio można obejrzeć na platformie do publikacji elektronicznych Issuu. Jest złożone jak książka fotograficzna. Chciałbyś kiedyś wydać własny album?
Bardzo! W zasadzie dlatego moje lifestylowe portfolio złożyłem właśnie w tej aplikacji. W nadziei, że może kiedyś uda się ten plik wydrukować jako książkę. Chciałbym zobaczyć swoje zdjęcia na dobrej jakości papierze. To jest moje portfolio, moje wspomnienia i moje życie.