"Sowieckie duchy" w obiektywie Rebeki Litchfield Antoni Żółciak
Wiele osób może te budowle uważać za dołujące. Ja staram się przedstawić je jako niebanalne obiekty historyczne, mając nadzieję, że odbiorca doświadczy choć części mojego zdumienia", mówi Litchfield o nowej pozycji w portfolio. "Soviet Ghosts" nie jest jednak kroniką; to album realizowany w stylu urban exploration (urbex). Litchfield pozwala nam wczuć się w rolę miejskiego eksploratora. Jak podkreśla na łamach Wired: "Z zewnątrz większość miejsc zamknięta jest za wysokimi płotami i bramami. Łatwo jest przejść obok nich i nigdy nie dowiedzieć się, co znajduje się po drugiej części ogrodzenia".
Album "Soviet Ghosts" traktuje o opuszczonych, zapomnianych budynkach byłego bloku wschodniego. Zbierając materiały, fotograf odwiedziła 13 państw - docierała do wiosek, fabryk, więzień, szkół, patrzyła na dawne pomniki, szpitale, podglądała odludnione osiedla. "Teraz to niezamieszkane wraki, spękane wydmuszki", opisuje publikację wydawnictwo Carpet Bombing Culture. "Ktoś może zauważyć w kadrach wyłącznie rozkład architektury, ale to jednocześnie lustrzane odbicie upośledzonej ideologii". Niemniej jednak - mimo ustroju, do którego większość nie pała sympatią - społeczności zamieszkałe i pracujące w tych lokalizacjach zasługują na upamiętnienie. Dlatego, między innymi, Litchfield zdecydowała się na taki temat.
Portretowanie duchów przeszłości nie przyszło Rebece z łatwością. "W piwnicy jednego ze szpitali ktoś umieścił na krześle manekina pokrytego krwią. W ciemnościach przypominał trupa; mój przyjaciel aż krzyknął, gdy trafiliśmy na tę scenę", wspomina. Innym razem, groteskę wyparło faktyczne zagrożenie - Litchfield trafiła do aresztu za wkraczanie na teren niedopuszczony do użytku publicznego. Groziły jej wówczas oskarżenia za szpiegostwo i pozbawienie wolności do 15 lat.
Przed "Soviet Ghosts", Rebecca Litchfield znana była przede wszystkim jako artystka, nie dokumentalistka. Jej dotychczasowe cykle (zwłaszcza "Underworld") stanowią przykład udanej fotografii kreacyjnej; takie zresztą były korzenie twórczości Angielki. "Często przenoszę niektóre przedmioty, jeśli mam dzięki temu szansę uzyskać mocniejsze, bardziej emocjonalne zdjęcie. Nie uważam, żeby była to zła rzecz; ludzi pociąga tego rodzaju kreatywność".
Rebecca większość zdjęć do albumu wykonała Canonem EOS 5D Mark III.
Zobacz więcej zdjęć Rebeki Litchfield
Urodzona w 1982 roku w Londynie, Rebecca Litchfield ma na koncie kilkadziesiąt publikacji, kilka wystaw grupowych i jeden album - ten, który opisaliśmy powyżej. Działalność artystki możecie śledzić na jej portfolio bądź na Facebooku.