A gdyby zdjęcia zniknęły z prasy? Libération oddaje hołd fotografom Olga Drenda
We wczorajszym wydaniu francuskiej gazety Libération zabrakło fotografii: w miejscu, w którym powinny były pojawić się zdjęcia, pozostawiono puste pola. Ten ruch, który gazeta nieprzypadkowo wykonała w dniu otwarcia tegorocznego Paris Photo, jest hołdem dziennika dla fotografii i fotografów. Dziennikarka gazety, Brigitte Ollier, określiła pozbawienie szpalt oczywistej wizualnej zawartości mianem szoku: "puste ramki sprawiają, że powstaje niewygodny rodzaj ciszy (…) to gazeta niema, pozbawiona wewnętrznej muzyki, która towarzyszy lekturze". Faktycznie, rzut oka na szpalty gazety to wizyta w świecie po wizualnej apokalipsie, tym razem jednak zakończonej nadzieją na happy end - na ostatnich stronach można bowiem podejrzeć, jak wyglądałoby standardowe wydanie.
Decyzja Libération to doskonała ilustracja dla obecnej sytuacji w świecie fotografii. Popularny komentarz o "kulturze obrazkowej", w której rzekomo żyjemy, wydaje się gorzką ironią w chwili, gdy nadal wiele mówi się o kryzysie fotografii prasowej. Ostatnie kilka lat przyniosło szereg kataklizmów w wydawałoby się stabilnych redakcjach, które w poszukiwaniu oszczędności pożegnały się z działami fotografii i doświadczonymi reporterami. Symbolem kryzysu stała się decyzja Chicago Sun-Times, gazety, która i tak będąc w niezbyt dobrej kondycji wbiła sobie dodatkowy gwóźdź do trumny, wręczając niedoświadczonym dziennikarzom smartfony z poleceniem: idźcie i pstrykajcie.
Wielu dokumentalistów zwolnionych z dotychczasowych redakcji odnalazło swoje nowe miejsce w świecie fotografii kolekcjonerskiej. To może dawać nadzieję na optymistyczny obrót spraw, jednak Libération pozostaje głosem sceptycyzmu. "Co do tych fotografów, których prace pojawiły się dziś w Grand Palais dzięki obrotnym marszandom: może się wydawać, że są w dobrym położeniu, jednak to tylko pozory. Na rynku fotografii artystycznej panuje dezorientacja". [źródło: www.bjp-online.com]