Dariusz Paciorek - inny punkt widzenia [wideo] Maciej Zieliński
PROfil |
Dariusz Paciorek
|
Co było pierwsze? Latanie czy fotografowanie?
Oczywiście fotografowanie. Moim pierwszym aparatem był Zenit 3, to było jakieś 25 lat temu. Sam zorganizowałem sobie ciemnię, i przy czerwonym świetle, odkrywałem tę magię. Natomiast pierwsze kroki w paralotniarstwie to dopiero rok 2004. Odbyłem wtedy kurs paralotniowy na tak zwane loty swobodne.
Kiedy pojawił się pomysł, żeby połączyć obie te pasje?
W 2005 r. wyemigrowałem na trzy lata na Cypr – pracowałem tam jako fotoreporter. Po powrocie do kraju, próbowałem odnaleźć się na lokalnym rynku i różnie to wychodziło – niełatwo wrócić po kilku latach, tym bardziej, że rozwój fotografi i cyfrowej spowodował, że konkurencja nagle stała się ogromna. Szukałem i w końcu odnalazłem niszę dla siebie. Sprzedałem kilka obiektywów, trochę się zapożyczyłem i kupiłem pierwszy kompletny sprzęt do latania. Siłą rzeczy konieczne było kolejne przeszkolenie – tym razem na loty paralotnią z napędem spalinowym. Tak to się zaczęło.
Kiedy aerofotografi a przerodziła się w dochodowy biznes?
Od samego początku zakładałem, że będzie to zarówno sposób na biznes, jak i realizacja obu pasji – fotografi i i paralotniarstwa.
Zastanawiam się, jak wygląda taki typowy lot i dzień zdjęciowy.
Startuje tak naprawdę na długo przed oderwaniem od ziemi. Zaczynam od obserwacji prognoz pogody. Zdarza się, że trzeba kilka dni poczekać, zanim warunki atmosferyczne będą umożliwiały latanie. Kolejna sprawa to konfrontacja internetowej prognozy z rzeczywistością w miejscu przyszłego startu. Bywa, że rozsądniej jest wrócić do domu, niż ryzykować utratę zdrowia czy nawet życia. Teren, nad którym latam najczęściej jest zróżnicowany. Dominują rynny polodowcowe, wzniesienia, wzgórza itp. więc w powietrzu przy nieco silniejszym wietrze powstają niebezpieczne i silne turbulencje oraz rotory. Fotografowanie niewielkich obiektów z powietrza wymaga latania na małych wysokościach, gdzie takie sytuacje mogą być bardzo niebezpieczne. Dlatego tak ważne jest, aby prawidłowo ocenić warunki pogodowe.
W ogóle można sobie tak po prostu latać, gdzie nam się podoba?
Przestrzeń powietrzna nad danym terenem jest podzielona na różne strefy, w których obowiązuje szereg ograniczeń. Planując trasę, często trzeba postarać się o stosowne zezwolenia na wykonanie lotu. Czasami wystarczy samo zgłoszenie do FIS-u (Flight Information Service przy Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, przyp. red.) albo stała łączność lotnicza z wieżą kontroli lotów danej strefy. Na szczęście na Pojezierzu Bytowskim, gdzie latam najczęściej, ograniczeń jest niewiele. Inaczej wygląda sytuacja w innych regionach Polski, np. na Żuławach. Duży ruch lotniczy i położenie lotniska wojskowego w Malborku znacznie tam komplikuje sprawę. Niemniej wszystkie trudności można zazwyczaj pokonać.
I możemy już startować?
Tak, kolejny temat to właśnie startowisko. Planując lot na swoim terenie, problem w zasadzie nie istnieje - mam stałe, sprawdzone miejsce, z którego często korzystam. Sprawa jest bardziej skomplikowana, gdy chodzi o wykonanie lotu w innej części Polski. Trzeba znaleźć miejsce wolne od przeszkód terenowych i technicznych, takich jak linie energetyczne, słupy, maszty, budynki, drzewa itp. Przed każdym lotem trzeba też dokładnie sprawdzić napęd i skrzydła. Przyjrzeć się każdej śrubce, gumce, rurce czy kabelkowi. Muszę sprawdzić, czy nie ma wycieków paliwa, pęknięć ramy, uszkodzeń uprzęży itp. Następnie kontrolnie uruchamiam silnik i reguluję gaźnik. Przy założeniu, że obędzie się bez niespodzianek, wszystko zajmuje mi około 30 minut. Można w końcu wrzucić silnik na plecy, podpiąć skrzydło i po kilku krokach wzbić się w powietrze.
To musi być niesamowite uczucie...
O tak! Od momentu oderwania się od ziemi zaczyna się inne życie. Wszelkie troski i problemy pozostają na dole. Cała uwaga skupiona jest na locie i na realizacji zadania. Jeżeli powietrze jest spokojne, można się rozkoszować widokami, szukać ciekawych ujęć i cieszyć się lotem. Jeżeli jednak powietrze jest żwawe, rozkołysane, pełne noszeń i turbulencji, skupiam się na tym, aby jak najszybciej obfotografować dany obiekt i w jednym kawałku zakończyć lot. W trudnych warunkach, zapanowanie nad paralotnią, ustawienie jej na odpowiedniej pozycji do wykonania dobrych ujęć oraz zapanowanie nad aparatem bywa bardzo emocjonujące i czasami niebezpieczne.
Zdarzają się zlecenia na szereg ujęć obiektów rozrzuconych na dużym terenie. Jedno z nich obejmowało obfotografowanie ponad 150 obiektów na terenie połowy województwa pomorskiego. Żeby zrealizować to zlecenie, musiałem odbyć 10 lotów, każdy po ustalonej wcześniej trasie o długości 120–150 km. Niektóre loty wykonywałem w strefie ćwiczeń myśliwców wojskowych, co, tak jak wspominałem, wymagało uporania się z wieloma formalnościami. Ponadto latałem nad nieznanym sobie terenem. Na podstawie notatek i GPS-u musiałem zlokalizować moje cele, a do tego wszystkiego nie zabłądzić i wrócić. Zwłaszcza że pogoda często zmienia się błyskawicznie.
Jest zapotrzebowanie na tego typu fotografię? Masz dużo zleceń?
Zlecenia pojawiają się przede wszystkim w okresie letnim, choć zimowe scenerie z lotu ptaka, przy korzystnym oświetleniu, wyglądają rewelacyjnie. W poprzednich sezonach bywało różnie. Obecny już teraz mogę uznać za udany. Poza zleceniami od krajowych klientów, wspomagam się sprzedażą zdjęć lotniczych za pośrednictwem iStockphoto. Ponadto mam w końcu wieloletnie i wszechstronne doświadczenie w fotografii. Pracowałem dla archeologów i Lasów Państwowych, mam zamówienia z sektora hotelarsko-turystycznego, fotografowałem nawet uprawy w podczerwieni na potrzeby analizy skuteczności nawożenia gruntu. Moje zdjęcia pojawiają się głównie w publikacjach naukowych i prasie branżowej. Sporo zdjęć przeznaczam też na sprzedaż w celach charytatywnych. Teraz przygotowuję pierwszą autorską wystawę.
No dobrze, a gdy fotografujesz dla siebie, do portfolio - wiesz, co chcesz sfotografować, czy po prostu obserwujesz?
Do fotografowania na własne potrzeby podchodzę nieco inaczej. Często oglądam zdjęcia satelitarne i szukam ciekawych obiektów, które później fotografuję w warunkach oświetleniowych, które uznam w danej chwili za korzystne. Kiedy indziej wykonuję lot, szukając intrygującego tematu. Jeżeli znajduję coś, co przykuje moją uwagę, a warunki są niesprzyjające – wracam, gdy gra światła jest lepsza. Oczywiście staram się możliwie najlepiej zaplanować każdy lot. Szczególny nacisk kładę na oświetlenie – decyduję, czy zdjęcia wykonywane będą w pełnym słońcu czy w bezcieniowym oświetleniu typowym dla pełnego zachmurzenia. Zastanawiam się też, czy lepszy efekt osiągnę, robiąc zdjęcia przy świetle przed- czy popołudniowym.
Czyli pogoda ma tu decydujące znaczenie?
Wiele zależy na przykład od siły wiatru. Niebezpieczeństwo pojawia się już przy prędkości powyżej 5 m/s. Dużym zagrożeniem dla paralotniarzy są burze, których należy się wystrzegać jak ognia. Ponadto latem w słoneczne dni, występuje zjawisko termiki czyli pionowych ruchów powietrza wywołanych ogrzewaniem ziemi przez słońce. Szybownicy i paralotniarze podczas przelotów, wykorzystują termikę, ale jeżeli jest ona silna, wymaga pełnej koncentracji i o robieniu zdjęć nie ma mowy. Przeszkodą są też opady deszczu, za to temperatura nie ma dla mnie większego znaczenia. Zdarzało mi się latać zarówno w upałach, jak i w warunkach, gdzie termometr wskazywał –20°C. Zabawa się zaczyna, kiedy w zapakowanych w podwójne rękawice dłoniach, trzeba zmienić jakieś parametry w aparacie.
Jakie są idealne warunki do takich zdjęć?
Wiatr do 3 m/s. Godzina po wschodzie słońca albo godzina przed zachodem. Wysokie ciśnienie atmosferyczne i duża przejrzystość powietrza. Cienka warstwa chmur wysokich lub średnich, zmiękczających światło.
Czy tego typu fotografia wymaga specjalistycznego sprzętu?
W torbie fotografa |
"Podstawowy sprzęt fotogra- ficzny to Canon EOS 5D Mark II i standardowy zoom Canon EF 24–70 mm f/2,8L. Sprzęt paralotniowy to skrzydło Dudek Nucleon 29 oraz napęd Parapower Simonini Mini 2". |
Specjalistyczny sprzęt nie jest konieczny. Wystarczy solidna lustrzanka i przyzwoity obiektyw. Duże znaczenie ma odporność na warunki atmosferyczne oraz na tzw. twarde lądowania, im mocniejszy, bardziej „pancerny” – tym lepiej. Ważne jest też zachowanie wysokiej jakości przy wyższych czułościach. Gdy jesteś w ciągłym ruchu i to niemal w każdej płaszczyźnie, trzeba pstrykać na krótkich czasach, a przysłonę też warto nieco przymknąć. W Canonie 5D Mark II, akceptowalna dla mnie, maksymalna czułość to ISO 800, chociaż staram się korzystać ze znacznie niższych. Kluczowe znaczenie w aerofotografii ma duża rozdzielczość, w wielu przypadkach kadry wymagają skorygowania. Korzystam z obiektywu Canona 24–70 mm f/2,8 i w sumie spełnia on moje potrzeby. Oczywiście stałoogniskowe szkła dałyby lepszą jakość, ale w powietrzu zmiana obiektywu jest szalenie trudnym zadaniem.
A umiejętności?
Jak w każdej profesji, są niezbędne, w przypadku aerofotografii potrzeba ich całkiem sporo. Podstawą jest precyzyjny pilotaż w trudnych warunkach i znajomość podstaw meteorologii, niezbędna do przewidzenia zmian, jakie mogą nastąpić w trakcie lotu. Ważne jest też rozumienie topografii terenu, które pomaga w powrocie do domu – naprawdę bardzo łatwo zabłądzić w powietrzu. Konieczne są wyobraźnia i wyczucie – jak w danym miejscu zachowuje się powietrze. Rotorów ani turbulencji nie widać, można je co najwyżej poczuć, byle nie było już za późno na naprawianie błędów.
A w kontekście fotografowania?
Szybkie i precyzyjne kadrowanie. Najwięcej sprytu wymagają zdjęcia lotnicze dzikich zwierząt. Takie foty robi się z małej wysokości, gdzie łatwo wpakować się w jakieś kłopoty - jednocześnie trzeba umiejętnie pilotować, uważać na linie energetyczne i zawietrzne, a zarazem pstryknąć fotkę zwierzętom, które raczej nie są skore do współpracy.
Co jest najważniejsze w tego typu fotografii?
Hmm. Rozsądek. Żadne zdjęcie nie jest warte poświęcenia zdrowia czy życia. Nie każdy ma predyspozycje - konieczna jest duża odporność na stres, umiejętność szybkiego podejmowania decyzji. Jak to mówią paralotniarze - nie można zbaranieć.
Wróćmy do zdjęć. Niektóre ujęcia są aż nierzeczywiste – np. jeziora, na których kompletnie nie widać żadnych odbić lub zachowują się niczym idealne lustro – jak uzyskać taki efekt?
Niektóre zdjęcia zaskakują mnie samego. Jeziora bez odbić najłatwiej uzyskać, fotografując przy jednolicie zachmurzonym niebie. Jeśli warstwa chmur jest gruba, tafla jeziora będzie miała szary kolor, natomiast jeżeli niebo jest zasnute cienką warstwą chmur średnich lub wysokich, można liczyć na piękny, łagodny błękit. Otwarta przysłona, czyli mała głębia pozwoli pozbyć się detali na niebie, których odbicie jest w innej płaszczyźnie niż samo jezioro.
Czego zazwyczaj szukasz, komponując kadr? Symetrii? Koloru?
Czasami jest to kolor, innym razem faktura albo rytm. Lubię ujęcia trudne do odszyfrowania dla widza, takie, które wywołują zdumienie, gdy zaczyna rozumieć, co tak na prawdę widzi. Sprawę mam o tyle ułatwioną, że niewielu z nas ogląda świat z lotniczej perspektywy. Ogólnie rzecz biorąc, lubię, kiedy jest niebanalnie.
Wymarzona lokalizacja? Masz listę obiektów, który chciałbyś kiedyś sfotografować?
Chciałbym kiedyś móc polatać w Chinach. Uprawy tarasowe, których jest tam bez liku, są niesamowitym obiektem do zdjęć lotniczych. Kolejnym moim marzeniem jest Afryka i dzikie zwierzęta na sawannach. Etiopia i jej jeziora bulgoczące siarką. Sahara i bogactwo faktur, które można tam znaleźć. Mógłbym tak długo wymieniać...